Jako, że siedmiokrotność leży w mojej naturze, istnieje siedem wszechświatów, które ujęte razem składają się na moje ciało. W obrębie każdego z nich umieszczany jest gatunek o specyficznym szablonie DNA, po czym rozpoczyna on eksplorację swojego wszechświata materialnego otrzymując na to wsparcie od Inteligencji Źródła. Każdy z tych gatunków, wywodząc się z Rasy Centralnej, wysyłany jest w obręb wszechświata stworzonego pod kątem dawania możliwości wyłonienia się potencjału oraz wizji zarodkowej danego gatunku. Wasz gatunek, w odległej przyszłości, ulegnie konwergencji z sześcioma pozostałymi gatunkami, co ponownie scali moje ciało w żyjące rozszerzenie wszelkiego znanego stworzenia. Chociaż może się to wydawać tak odległe, że aż nie mające związku z waszymi czasami, to zrozumienie skali stojącego przed wami celu jest rzeczą niezwykle istotną. Wspomniane siedem gatunków możecie postrzegać jako kończyny mojego ciała, które gdy połączone umożliwiają mnie/nam pełną funkcjonalność w ramach Wielkiego Wszechświata. Połączenie ich jest moim celem, a więc również i waszym własnym.
Fragment eseju filozoficznego Komory 23 – Pierwsze Źródło
WingMakers
Niewielu ludzi w tajemniczym świecie Piętnastki wprawiało go w zaniepokojenie, ale Darius McGavin był jedną z takich osób. McGavin piastował stanowisko dyrektora Laboratoriów Projektów Specjalnych NSA. Pozornie, McGavin odgrywał rolę przełożonego Piętnastki, gdyż ACIO powstało jako nieoficjalny wydział SPL wraz z tym jak w późnych latach czterdziestych aktywność UFO stała się zjawiskiem nagminnym. Formalnie rzecz biorąc, Piętnastka podlegał McGavinowi.
Zdolność kamuflażu Piętnastki i jego umysł były tak wyrafinowane, że McGavin był zupełnie nieświadomy rzeczywistego zakresu działań ACIO, jego prawdziwych misji i celów, czy istnienia Grupy Labiryntu albo samego TTP z Corteum. To był naprawdę mistrzowski kamuflaż, biorąc pod uwagę paranoję i biegłość techniczną NSA.
Jednakże to, co naprawdę niepokoiło Piętnastkę to niezapowiedziane, krótkie wizyty McGavina, które mogły oznaczać tylko jedno: poważne kłopoty. Bardzo często owe poważne kłopoty dotyczyły pogłosek odnośnie potajemnych inicjatyw ACIO z kompleksem wojskowo-przemysłowym, czy też sektorem prywatnym lub partnerami przemysłowymi.
Piętnastka traktował te niezapowiedziane wizyty jako jeden z najistotniejszych problemów. McGavin był arogancki, a do tego nadzwyczaj dobrze poinformowany w niewygodnych kwestiach; taką mieszankę Piętnastka mógł znosić jedynie w małych dawkach. Zaaranżował już wcześniej serię pilnych spotkań, które czasowo zbiegały się z obowiązkowym spotkaniem z McGavinem. Jeśli wszystko by dobrze poszło, to McGavin planowo już za jakieś 30 minut powinien być w drodze powrotnej do Virginii.
Była godzina 1100, kiedy pukanie do drzwi przypomniało mu, że pora zacząć się uśmiechać i odgrywać towarzyskiego gospodarza. Bóle pleców dokuczały mu bardziej niż zwykle, ale nigdy nie używał środków przeciwbólowych czy jakichkolwiek pomocy medycznych. Podszedł powoli do drzwi pomagając sobie białą laską, przećwiczywszy raz jeszcze uśmiechanie.
„Darius, jak miło cię znowu widzieć.”
„Mnie również.” Odparł McGavin. „A co ty robisz z laską? Nie powiesz chyba, że zaczynasz się starzeć?” Prychnął, kiedy szli z Piętnastką w stronę małego stolika. McGavin położył swoją aktówkę, po czym usadowił się w czekającym już na niego fotelu, gładząc dłonią resztkę włosów na swojej niemalże wyłysiałej głowie, tak jakby poprawiał niewidzialną bujną czuprynę.
Mam od kilku tygodni, co jakiś czas bóle pleców. A laska... to tak tylko z sympatii. Mówiąc to uśmiechnął się uprzejmie, tak jak to wcześniej wyćwiczył.
McGavin był rzadką kombinacją technicznego geniuszu i politycznej przebiegłości. Ukończył Akademię Sił Powietrznych w roku 1975 jako najlepszy w klasie, następnie rozpoczął naukę w MIT, uzyskawszy tam tytuł inżyniera mechaniki, potem jeszcze zdobył zaawansowane kwalifikacje z fizyki kwantowej na uczelni w Yale. Był wręcz perfekcyjnym studentem, który potrafił rozwikłać nieodgadnione przez profesorów kwestie i ukazać je w nowym świetle, niczym świeżo wypolerowane lustro. NSA zwerbowało go, gdy miał zaledwie 23 lata, a jego szybko rozwijająca się kariera w niedługim czasie przyniosła mu stanowisko w Laboratoriach Projektów Specjalnych NSA.
W przeciągu jedenastu lat koniec końców awansował na dyrektora. Kiedy McGavin obejmował to stanowisko, Piętnastka sprawował funkcję Dyrektora Wykonawczego ACIO już od przeszło 18 lat. Tak więc Piętnastka mógł zaledwie ogrywać farsę bycia podwładnym opieszałego młodzika, jak to zwykł mawiać o McGavinie w obrębie Grupy Labiryntu.
„Powiedz mi, w jakiej sprawie do mnie przyszedłeś?” zaczął Piętnastka, delikatnie siadając na fotelu. Jego głos zabrzmiał z taką pewnością siebie iż McGavin poprawił się w fotelu niczym uczeń wezwany na rozmowę do dyrektora.
„Właściwie, miałem nadzieję, że mógłbyś pomóc mi zrozumieć, co to jest?” McGavin otworzył małe szklane puzderko, zawierające urządzenie elektroniczne kształtem i rozmiarem przypominające naparstek. Piętnastka natychmiast rozpoznał jedną z technologii ACIO przeznaczoną do przechwytywania rozmów telefonicznych, powszechnie używaną przy Siatkach Nasłuchowych ACIO.
Piętnastka założył swoje dwuogniskowe okulary, wziął w dłoń urządzenie i zaczął mu się uważnie przyglądać. „Według mnie wygląda to jak pluskwa podsłuchowa. Mógłbym dać to naszym elektronikom, aby przebadali to dogłębniej...
„Zdarzyły się dwie dziwne rzeczy w tym tygodniu, które cechuje nielogiczność.” Twarz McGavina spoważniała, a głos zniżył się do szeptu.
„Pierwsza sprawa; profesor z Uniwersytetu w Nowym Meksyku złożył pisemne oświadczenie, że został zastraszony przez NSA w celu zwrócenia niecodziennego artefaktu znalezionego dzień wcześniej przez jego studentów. Druga sprawa; mamy dowód, że w ciągu ostatnich czterech dni wysłano dwie misje ACIO do Nowego Meksyku na obszar znajdujący się w odległości zaledwie kilku kilometrów od miejsca znalezienia artefaktu. Jeden z zespołów poleciał tam wczoraj.”
McGavin zatrzymał się w tym miejscu, przyglądając się zachowaniu Piętnastki i wyszukując jakichkolwiek oznak mogących naprowadzić na tok myślenia jego rozmówcy. Piętnastka pozostał jednak w stabilnej pozie bezruchu, czekając aż McGavin zacznie kontynuować swoją historię.
„Dzisiaj rano nasi agenci, usiłując potwierdzić słowa profesora, wykonali rutynową rewizję jego domu i biura. Znaleźliśmy siedem takich urządzeń. Wyglądają podobnie do naszych własnych urządzeń inwigilacyjnych, ale te według naszych elektroników są bardziej od tych pierwszych wyrafinowane.”
„I doszedłeś do wniosku, że pomiędzy misją ACIO w Nowym Meksyku, a oświadczeniem tego profesora nie ma logicznych zależności. Czy dobrze rozumiem?” Twarz Piętnastki przyjęła wyraz ubolewania.
McGavin kiwnął głową. „Posłuchaj, po prostu powiedz mi, o co chodzi. Wiesz przecież dobrze, że musisz meldować o swoich poczynaniach, gdyż inaczej będę zmuszony uznać, że nie współpracujesz. Znasz ustalenia protokołu w tych okolicznościach. Powiedz mi otwarcie, co do cholery kombinujesz?”
Piętnastka poruszył się w fotelu, po czym niezgrabnie powstał. Z laską w ręce podszedł do swojego biurka i wyciągnął pokaźny plik dokumentów. Położył go na stole bezpośrednio przed McGavinem. „Tutaj jest wszystko, co wiem.”
McGavin otworzył jedną z aktówek i zaczął uważnie przyglądać się kilku dokumentom. „Nie potraficie tego sondować?”
„Nie możemy wydobyć czegokolwiek z tej przeklętej rzeczy. Technologia ta jest jakoś zapieczętowana. I to tak szczelnie, że jesteśmy całkowicie bezradni. Wysłaliśmy do tego obszaru dwa zespoły naukowców w nadziei, że jeszcze coś tam znajdą.”
„I...?”
„Jak dotąd nic,” odparł Piętnastka.
Oczy McGavina powróciły do przeglądania dokumentów. „Dlaczego o tym nie poinformowałeś?”
„Nie było nic godnego uwagi do składania raportu. Nasze dochodzenie trwa zaledwie cztery dni –”
„Cztery dni to długi czas przyjacielu. W tej branży, to może być jak całe życie.” McGavin odłożył dokumenty. Jego palce nerwowo przebierały po plastikowej zakładce z napisem STAROŻYTNA STRZAŁA.
„A więc masz pozaziemski artefakt, nazwę projektu, u profesora wywołałeś nie lada panikę, trzymasz na podsłuchu jego biuro i dom, lecz ty wciąż uważasz, że nie masz nic godnego uwagi, aby mi o tym powiedzieć.”
Piętnastka wysłuchał wszystkiego w skupieniu. Przywrócił zainteresowany wyraz twarzy i z bólem ponownie usadowił się na fotelu. „Wiem, że wolałbyś być szybciej poinformowany, ale właściwie nic nie wiemy–”
„Masz pieprzoną obcą technologię! Nie jestem w tej chwili tak obeznany w tych technologiach jak ty, ale jeśli nie potrafisz sondować tej rzeczy, to znaczy, że jest ona cholernie wyrafinowana. Jedyne, co na razie wiecie, to że jest to jakaś broń lub sonda. Protokół operacyjny jasno mówi, że jakiekolwiek oznaki obcych technologii bezzwłocznie muszą być zgłaszane do SPL. I wiesz o tym tak doskonale jak ja.”
McGavin zniżył głos. „Wiesz, że muszę w takiej sytuacji wszcząć dochodzenie. To mi wygląda na tuszowanie sprawy. Nie mam najmniejszej ochoty na marnowanie czasu i energii na rozgryzanie najbardziej produktywnego laboratorium w NSA. To jawny bezsens. Ale nie mam innego wyboru.”
„W zupełności ciebie rozumiem,” powiedział Piętnastka. „Jeśli stanowi to taki problem, to postaramy się na przyszłość współpracować jak tylko możemy.”
„Możesz zacząć od zlecenia Evansowi, aby skontaktował się z Denise Shorter i umieścił naszego agenta śledczego w bezpośredniej styczności z Projektem Starożytna Strzała. Zachowamy płynny przepływ informacji, jeśli będziemy mieli swojego człowieka na miejscu.”
„Oczywiście. Skontaktuje on się z nią jutro.”
„Nie, dzisiaj. Nie chcę więcej opóźnień.”
„Evans jest planowo do jutra w terenie. Nie ma on przy sobie bezpiecznego komunikatora– „
„To niech Jenkins się tym zajmie,” przerwał McGavin. „Nie dbam o to, kto przedzwoni do Shorter, ma być to po prostu zrobione natychmiast.
„Słuchaj, doskonale wiem o wszystkich pogłoskach mówiących o małym królestwie, jakie tu sobie wybudowałeś. Wiem, że lubisz grać w gierki i wiem też, że masz potężnych sprzymierzeńców. Ale nie pogrywaj sobie ze mną zbyt śmiało. Informuj poprzez standardowe kanały i tyle. Jeśli jesteś zbyt zajęty, to Li-Ching może to zrobić za ciebie. Nie obchodzi mnie, kto złoży raport. Chcę mieć jedynie pewność, że kiedy otwierasz jakiś nowy projekt, to kopia związanych z nim dokumentów znajdzie się w ciągu kilku minut na moim biurku. Nie godzin. Minut. Rozumiemy się?”
„Całkowicie.”
„I jeszcze jedna sprawa–”
Pukanie do drzwi przerwało McGavinowi.
„Proszę,” odezwał się Piętnastka.
Drzwi powoli się otwarły, po czym asystent Piętnastki wetknął głowę do biura. „Przepraszam, że panu przerywam, ale przybyli już kolejni pańscy goście. W której sali konferencyjnej mają na pana oczekiwać?”
„My już prawie skończyliśmy,” odparł Piętnastka, „zaprowadź ich do Sali Hylo.”
„Rozumiem, sir.”
Drzwi zamknęły się bez hałasu.
„A więc, co chciałeś powiedzieć...?” przypomniał Piętnastka.
„Co dokładnie jest tak szczególnego w tym artefakcie?”
„Nie wiemy czy w ogóle jest w nim cokolwiek szczególnego. Może się okazać, że technologia ta jest po prostu w ogóle nie do ruszenia, co byłoby wstydem, niemniej jednak, jeśli nie możemy jej zbadać to nie pozostaje nam nic innego jak jej przechowanie i oczekiwanie, aż będziemy mieli technologię potrafiącą ją sondować.”
„Zauważałem, że nie zawarto w dokumentach żadnych wzmianek o analizach RV. Rozumiem, że zlecisz wykonanie RV?”
„Tak, oczywiście.”
„Chciałbym zobaczyć kasetę z RePlay, kiedy już będziesz ją miał.”
„Oczywiście.”
McGavin rozglądał się po przestronnym biurze Piętnastki jak gdyby szykował się do podsumowania. Piętnastka dobrze wiedział, że McGavin był rozdrażniony faktem zaplanowania następnego spotkania tak blisko jego własnej wizyty. „Dobiorę się tobie do skóry, jeśli znajdę choćby najmniejsze machinacje w tym projekcie. Może myślisz, że jesteś poza moim zasięgiem, ale pozwolę sobie przypomnieć, że to mój podpis widnieje na twoim budżecie. Masz mnie za idiotę?”
McGavin wstał i otworzył swoją aktówkę. „Rozumiem, że mogę to ze sobą zabrać?” Trzymał zbiór dokumentów, które Piętnastka dał mu do przejrzenia.
„Oczywiście.”
„Zadzwonię do Shorter za trzydzieści minut,” dodał McGavin. „Zakładam, że już wtedy będzie po rozmowie z Jenkinsem.”
Darius zamknął aktówkę, ustawił fotel w pierwotnej pozycji, po czym ruszył w kierunku drzwi z Piętnastką u boku. McGavin położył dłoń na klamce, zatrzymał się tuż przed otwarciem i popatrzał prosto w oczy Piętnastki.
„Octavio, mam wątpliwości, co do twoich motywacji i działań. I te wątpliwości... mnie niepokoją. A kiedy jestem zaniepokojony, wpadam w paranoję. A z kolei paranoja... sprawia, że staję się bezwzględny.”
„Co próbujesz mi przez to powiedzieć?” zapytał niewinnie Piętnastka.
„Mogę zrobić z twojego życia piekło, jeśli nie będę mógł tobie ufać.”
„Wiesz teraz tyle samo, co ja o projekcie Starożytna Strzała,” odpowiedział spokojnie Piętnastka. „Wszyscy dołożymy wszelkich starań, abyś był informowany na bieżąco. Sądziliśmy, że nie mamy nic tak godnego uwagi, aby tobie przeszkadzać. Widzę teraz, że błędnie oceniliśmy sytuację. To się więcej nie powtórzy. Zapewniam cię.”
„Módl się abyś miał rację.”
Piętnastka zamknął drzwi od biura. Położył laskę na stole i usiadł w tym samym fotelu, w którym jeszcze moment temu siedział McGavin. Zamknął oczy.
Jego twarz całkowicie się rozluźniła. Sięgnął ręką pod blat stołu i odczepił mały, czarny przedmiot. Nachylił się, aby przyjrzeć się dokładniej urządzeniu, po czym na jego twarzy pojawił się wyraźny uśmiech. Nagle usłyszał pukanie do drzwi.
„Proszę.”
„Przepraszam, że przerywam, ale byłam ciekawa jak poszło spotkanie z McGavinem.” To była Li-Ching. Ubrana w czerwoną spódnicę sięgającą do kostek i białą, jedwabną bluzkę bez rękawów. Jej kruczoczarne włosy związane były w egzotyczny koński ogon owinięty w srebrną siateczkę.
Piętnastka uniósł drobny czarny przedmiot i uśmiechnął się szeroko niczym kot Cheshire.
Li-Ching usiadła na skraju stołu obok Piętnastki; wąskie rozcięcie w spódnicy częściowo ukazało jej śliczne, perfekcyjnie gładkie nogi. „Sądząc po twojej twarzy, poszło dość dobrze.”
„Owszem,” potwierdził Piętnastka, „ale bez wątpienia nam nie ufa.”
Piętnastka chwycił laskę, po czym zgrabnie roztrzaskał urządzenie podsłuchowe zostawione przez McGavina.
„Tylko jedno tym razem? „
„Tylko jedno,” westchnął Piętnastka. „Myślisz, że on się kiedykolwiek podda w usiłowaniach założenia u mnie podsłuchu.”
„Chce trzymać ciebie w napięciu sugerując, że bezustannie obserwuje i podsłuchuje,” powiedziała Li-Ching. „Wiesz o co chodzi im bardziej jesteś paranoidalny, tym łatwiej możesz popełnić błędy.”
„On chce się mnie pozbyć.”
„Nie, on chce się pozbyć ACIO oraz naszej odrębności i niezależności. Nie jest głupi. Wie, że jedyną drogą do objęcia pełnej kontroli nad poczynaniami SPL jest podporządkowanie ACIO pod swój wydział. Do tego właśnie dąży. Wszystko, co robi ma w zanadrzu przybliżanie go do tego celu.”
„Może jeśli wiedziałby, co faktycznie zrobiliśmy, jego zainteresowanie by spadło.”
„Co masz na myśli?”
„Przeklęty idiota nakazał przeprowadzić dochodzenie – rzekomo aby określić czy nie zatailiśmy informacji o Projekcie Starożytnej Strzały – ale jestem pewien, że jego rzeczywistym celem jest dobranie się do naszych technologii. Znaleźli Siatkę Nasłuchową Piątego Poziomu w domu i biurze Stevensa.”
„Cholera!” Li-Ching wstała i zaczęła nerwowo chodzić.
„Podejrzewa, że technologie czysto-stanowe zachowujemy dla siebie, a to co im przekazujemy to wersje osłabione. Całe to dochodzenie skupi się głównie na tym. Szuka dowodów. A z dowodami w ręce ma zamiar próbować mnie usunąć.”
„Boże, co za strata czasu.” Skwitowała Li-Ching.
„On tego nie wie.”
„Więc, jest ciemniejszy niż myślałam.”
„Niech ma to swoje dochodzenie, swojego agenta i co tam jeszcze chce. Evans będzie uważał na tego agenta SPL, a ty zajmiesz się wszystkimi protokołami komunikacyjnymi.”
„Dałeś mu akta Starożytnej Strzały, które przygotowałam? „
„Oczywiście,” odparł Piętnastka. „Wydawał się być usatysfakcjonowany, przynajmniej częściowo.”
„Większość z tego i tak była prawdziwa. Nie musiałam zbyt wiele fałszować.”
„Zażyczył sobie też kasetę RePlay naszego wydziału RV z sesji przeprowadzonej na artefakcie.” Westchnął Piętnastka. „Będziesz musiała powiadomić o tym Bransona, aby od razu wziął się do roboty. Chciałbym zatwierdzić scenariusz zanim wykonamy kasetę.”
„Jasne.” Głos Li-Ching wydał się odległy jak gdyby myślała o czymś zupełnie niezwiązanym z tą sprawą. „Wspomniałeś wcześniej, że chciałbyś, aby wiedział, co my tu rzeczywiście robimy. Co miałeś na myśli?”
„Dostarczmy mu dowodów na to, co już uważa za prawdę. Nie ma kompletnie żadnych śladów odnośnie Labiryntu czy Corteum. Mógł usłyszeć jakieś niespójne pogłoski, ale nic więcej. Sądzi, że jesteśmy egoistami i nie dzielimy się z nimi naszymi najlepszymi technologiami.”
„Chcesz żeby Ortmann ujawnił kilka naszych mniej istotnych technologii czysto-stanowych... coś jak nasza siatka nasłuchowa?”
„Tak, czy mogłabyś z nim sporządzić listę technologii, bez których będziemy mogli się obejść?”
„Nie ma sprawy.”
„Chcę żeby McGavin odczuł zwycięstwo. Rozluźni się wtedy i da nam spokój.”
„Coś jeszcze?”
„Stevens zachowuje się niepewnie,” dodał Piętnastka. „Sądzę, że trzeba by założyć u niego Siatkę Nasłuchową Siódmego Poziomu.”
„A co z restrukturyzacją pamięci?”
„Zbyt szkodliwa w tym momencie. Jeśli nagle będzie miał luki w pamięci to mogłoby to tylko pogorszyć naszą sytuację alarmując jego kolegów, nie wspominając o McGavinie. Nie, niech raczej Morrison ponownie złoży mu wizytę w trybie ASAP, a Jenkins niech przeinstaluje sieć nasłuchową.”
„Ok.”
Li-Ching ponownie usiadła na krawędzi stołu. Gdy założyła nogę na nogę, jej spódnica rozdzieliła się wzdłuż wycięcia. Ręka Piętnastki powędrowała do wyeksponowanych nóg, po czym uśmiechnął się w figlarny sposób.
„Przeklęty McGavin!” Piętnastka uderzył pięścią w stół. „Nie mogę teraz z tobą zostać... właśnie przypomniało mi się że muszę skontaktować się z Jenkinsem w pilnej sprawie.”
Stanowczo powstał, a Li-Ching zrozumiała, że jej czas z nim właśnie się skończył. Pocałowała go w policzek i szepnęła coś do ucha. Piętnastka zwęził oczy słuchając uważnie. Li-Ching skończyła, gdy twarz Piętnastki wyraźnie się zarumieniła.
„To na wypadek gdyby McGavin zdołał umieścić tu więcej niż jeden podsłuch,” podsumowała Li-Ching. Po czym wyszła zanim Piętnastka mógłby zaprotestować. Gdy zamknęła drzwi, Piętnastka skupił myśli na przypomnienie sobie numeru Jenkinsa.
* * * *
W pewnej chwili Evans zauważył kątem oka szczelinę w ścianie kanionu. Była mała, zaledwie około pół metra wysokości, ale wyraźnie prowadziła do wnętrza skały. Powstrzymał się jeszcze przed zawołaniem reszty ekipy. Uklęknął i nachylił się zerkając w głąb szczeliny, po czym kilkakrotnie głośno zawołał imię Nerudy. Wsłuchiwał się przy tym skupiony, aż nagle usłyszał słaby głos w oddali, „Jestem tutaj. Jestem tutaj w środku.” Wołał coś jeszcze, ale Evans nie dał rady zrozumieć.
W napływającym głosie słychać było zaniepokojenie. Coś było nie tak. Głos ten bez wątpienia należał do Nerudy, ale pozbawiony był jego normalnej witalności. Jamisson musiał być ranny. Było to jedyne sensowne wytłumaczenie. Evans zawołał najgłośniej jak potrafił. „Będziemy tam za kilka minut. Trzymaj się.”
Wstał i zaczął zwoływać zespół. „Znalazłem go! Niech wszyscy podążą za moim głosem i tutaj przyjdą! „ Co kilka sekund ponawiał, wołając „Znalazłem go!” W kilka minut zebrał się cały zespół, poza Andrewsem.
„A co z Andrewsem?” zapytał Evans.
„Niesie Małego Potworka, jak on to nazywa,” powiedziała Samanta. „Sam się zgłosił.” Mówiąc to rozłożyła ręce, jakby chciała dać do zrozumienia, że właśnie wydarzył się mały cud.
„Mogę sobie tylko wyobrazić, jak długo będziemy musieli czekać,” oznajmił zirytowany Evans. „Nie mamy czasu. Collin, ty i ja pójdziemy przodem i zlokalizujemy Nerudę. Prawdopodobnie ugrzązł w jakimś wąskim tunelu. Nie mogę uwierzyć, że to zrobił... i to jeszcze nocą.
„Reszta niech czeka tutaj na Andrewsa. Wrócimy najszybciej jak to możliwe – mam nadzieje, że już z Nerudą.”
„Mogę iść z wami?” spytała Emily. „Nie musimy tutaj obie czekać na Andrewsa.” Spojrzała na Samantę, a potem na Evansa.
„W porządku, ale bądź niezmiernie ostrożna i cały czas trzymaj się blisko nas. Samanto, ponawiaj co jakiś czas wołanie, aby Andrews wiedział w którą iść stronę.”
„OK.”
„Zakładam, że wszyscy mają swoje latarki,” stwierdził stanowczo Evans. „Mam linę, zestaw pierwszej pomocy oraz trochę jedzenia i wody. Czy o czymś jeszcze zapomniałem?”
Emily i Collin spojrzeli na siebie, po czym potrząsnęli głowami.
„Więc chodźmy.”
„Cała trójka znikła w szczelinie, niczym podróżnicy przechodzący przez portal do nowego świata. Evans poszedł pierwszy i jako członek zespołu o najbardziej masywnej budowie ciała miał największe trudności z przeciśnięciem się przez otwór. Dopiero po skuleniu rąk i głowy, niczym magik próbujący uwolnić się z opasającego go kaftana, szczęśliwie przeszedł na drugą stronę.
Po drugiej stronie szczeliny ujrzeli przestronną jaskinię czy też pieczarę o średnicy około 20 metrów, która przechodziła dalej w jakiś czarny otwór znajdujący się na przeciwległej ścianie. Światło ich latarek bez problemu przedzierało się poprzez panującą w środku ciemność, przecinając się nawzajem i oświetlając brązową skałę.
„Jamisson, gdzie jesteś?” zawołał Evans.
„Jestem tutaj,” usłyszał słabą odpowiedź.
„Jesteś w stanie podać nam jakiś kierunek gdzie mamy iść?” krzyknęła Emily.
„Dobrze jest słyszeć wasze głosy...” powiedział Neruda. „Jestem na wprost przed wami. Wejdźcie w tunel, który widzicie, a potem przez jakieś dwadzieścia metrów cały czas prosto. Gdy dojdziecie do rozwidlenia, trzymajcie się prawej strony. Jednak zanim ruszycie posłuchajcie mnie uważnie przez chwilę.”
„To jest baza-pochodzeniowa artefaktu. Nie mam jeszcze na to konkretnego dowodu. Ale im głębiej będziecie wchodzić do wnętrza, tym zauważycie większy stopień wyrafinowania jego konstrukcji. Jednym z elementów owego wyrafinowania, jest system zabezpieczeń.”
„Co masz na myśli?” zawołał Evans.
„Wszystkie te tunele objęte są jakiegoś rodzaju systemem zabezpieczeń. Wpadłem w jedną z pułapek, gdyż nie spodziewałem się tego typu zabezpieczeń, ale wierzcie mi, całe to miejsce może być najeżone pułapkami. Innymi słowy, zachowajcie ekstremalną ostrożność.”
„Masz dla nas jakąś radę?” spytał Collin.
„Idźcie powoli po moich krokach, aż zobaczycie glify wyrzeźbione na ścianie tunelu – po jego prawej stronie. Ja jakoś się trzymam. Jeśli dotarcie tutaj zajmie wam nawet godzinę to nic nie szkodzi, byle byście trafili tutaj bezpiecznie.”
„Jesteś uwięziony w pułapce?” zapytał Collin.
„Bez wątpienia, tak.”
„Jak to się stało? Może wyciągniemy z tego jakieś wnioski dla siebie.”
„Problem w tym, że właściwie nie wiem, co zrobiłem. Możliwe, że stanąłem na wrażliwej na nacisk kładce, lub o coś zahaczyłem. Nie jestem pewien. Jedyne co wiem to, że stało się to tak nagle, że nie zdążyłem wystarczająco szybko zareagować aby się uratować. Spadłem dość głęboko, ale nic nie złamałem.”
„Rozumiem, będziemy na to uważać. Bądź cierpliwy.” Zawołał w odpowiedzi Evans.
„Nie martwcie się, nie planuję nigdzie się wybierać,” odparł słabo Neruda.
Evans, Collin i Emily wyglądali jak posągi nieruchomo wpatrzone w podłoże. Ich latarki przemierzały skrupulatnie zakurzone podłoże i skały wypatrując jakichkolwiek znaków potencjalnego zagrożenia oraz śladów Nerudy. Snop światła z ich latarek co jakiś czas natrafiał na czaszkę zwierzęcą lub szkielet królika, leżące gdzie niegdzie pod ścianami pieczary niczym liście zdmuchnięte przez wiatr pod parkan.
„Sądzę, że dotarliśmy właśnie do wejścia do tunelu,” stwierdził Evans.
Evans ostrożnie ruszył w kierunku tunelu rozpoczynającego się na końcu pieczary, w której teraz się znajdowali. Collin, a za nim Emily, szli uważnie jego tropem, starając się stawiać kroki dokładnie w te same miejsca. Gdy już byli w tunelu, powietrze stało się wyczuwalnie chłodniejsze, a samo podłoże zaczęło nieznacznie prowadzić ku dołowi.
„Czy widzisz już nasze światła?” zapytał Evans.
„Nie, ale za kilka minut zrozumiesz dlaczego. Tylko trzymajcie się teraz moich wcześniejszych wskazówek.”
Emily ucieszyła się z faktu iż głos Nerudy stawał się coraz głośniejszy. Wydawał się on spokojny i wolny od groźby bezpośredniego niebezpieczeństwa. Wyczuwała w nim narastający z każdym krokiem optymizm.
„Staram się iść po twoich śladach,” zawołała Emily.
„Świetnie, ale uważaj na mój ostatni krok,” zaśmiał się Neruda, „jest naprawdę niepewny.”
„To jest ostatni raz, kiedy podróżuję bez wcześniejszego rozpoznania terenu,” narzekał pod nosem Evans.
„Ta cała wyprawa została zaplanowana zbyt szybko. Powinniśmy byli się bardziej przygotować,” dodała Emily.
Evans skierował światło latarki w głąb tunelu, mając nadzieję, że gdzieś w oddali zobaczy Nerudę, ale światło rozpłynęło się w ciemnościach zanim cokolwiek wyraźnego udało się zidentyfikować.
Evans obrócił się do Collina i Emily. „Jeśli tunel ten dalej w takim tempie będzie się obniżał, to spodziewajmy się niebawem poczuć znaczny spadek temperatury.”
„Wciąż nie widzisz naszych świateł?”
„Nie. Ale wyłączcie na chwilę latarki,” zasugerował Neruda. „Włączę moją i sprawdzimy czy cokolwiek widzicie.”
Gdy tylko wyłączyli swoje latarki, pochłonęła ich natychmiastowa czerń.
„Tam, sądzę, że zobaczyłem coś jakieś piętnaście metrów przede mną. Wyraźnie było to światło.” Evans pstryknął ponownie włącznik swojej latarki. Ściany tunelu oddalone były od siebie o jakieś trzy metry, a ich powierzchnia wyglądała na obrobioną przy użyciu narzędzi. Nie z dużą precyzją, ale zdecydowanie była to struktura zaprojektowana.
„Dobra już starczy Jamisson, widzieliśmy twoje światło. Będziemy tam tak szybko jak tylko zdołamy. Twój głos brzmi jakbyś znajdował się pod nami. Mówiłeś, że spadłeś. Wiesz może jak głęboko?”
„Nie jestem pewien. Byłem nieprzytomny przez jakiś czas – może dziesięć minut lub więcej. Wciąż jeszcze czuję ból głowy, co potwierdza że spadłem.”
„OK, spokojnie, zaraz tam będziemy.” Evans ponownie zwrócił się do Emily i Collina. „Trzymajmy się bardzo blisko siebie. Będę oświetlał swoją latarką ścieżkę przed nami. Collin, skieruj swoje światło na prawą stronę tunelu, a ty Emily zajmiesz się lewą. Zachowajcie ostrożność. Jeśli zobaczycie cokolwiek wyglądającego niezwykle to od razu mówcie i pozostańcie na miejscu. Zrozumiano?”
Mimo, że miał tendencje do bycia nieznośnym, zarówno Collin jak i Emily byli zadowoleni, że Evans wszystkim pokierował. Wzbudzał zaufanie poprzez swój manieryzm i zdecydowanie. Sprawiał wrażenie iż dostaje skrzydeł w okolicznościach, przy których innych w tym czasie opanowuje strach.
Gdy posuwali się zgodnie z planem w dół korytarza, nagle głuchą ciszę przerwał krzyk Collina. „Stop!”
Zamarli w bezruchu na swoich pozycjach. „Co jest?” zapytał Evans.
„To glif, o którym wcześniej wspominał Neruda.”
Wszystkie latarki oświetliły zawiły hieroglif wyrzeźbiony na skalnej ścianie tunelu. Ściana była oszlifowana i na tyle gładka iż dało się wyróżnić wyraźne linie i wzór glifu.
„Co sądzisz o glifie na ścianie?” zawołał Evans do Nerudy.
„Nigdy przedtem nie widziałem czegoś podobnego,” odpowiedział. Jego głos niewątpliwie było słychać coraz bliżej, ale jednocześnie dochodził jakby gdzieś spod spodu. „Jest wyraźnie podobny do glifów na artefakcie, ale różni się od nich w detalach wzoru. Nie omińcie mojego ostatniego kroku, bez wątpienia była tam pułapka.”
Jakieś dwie minuty później Evans wypatrzył ostatni ślad Nerudy. Odcisk buta urywał się po prawej stronie tunelu, ale nie było tam żadnych śladów drzwi ani odnogi ścieżki.
„Skierujmy wszystkie latarki w to miejsce.” Evans użył snop światła ze swojej latarki niczym lasera do nakreślenia obszaru, o który mu chodziło. „OK, czy ktoś zauważył jakąś szczelinę lub rozstęp?”
„Na razie nie,” odparł Collin.
Emily wskazała na górną partię ściany, którą oświetliła właśnie latarką. „Co to jest?”
„Wygląda jak przewód wentylacyjny lub małe wejście,” powiedział Evans. „Być może to tędy słyszymy głos Nerudy.”
„Jamisson, powiedz coś,” zasugerował Evans.
„Coś.”
„Odrobinę większa próbka twojej codziennej wielosłowności byłaby teraz mile widziana,” skwitowała żartobliwie Emily.
„OK, ale ostrzegam, historia mojego życia staje się trochę nudna odkąd to stuknęło mi pięć lub sześć lat–”
„Masz rację, to tędy wydobywa się jego głos,” odezwał się podniecony Collin.
„Jamisson, tu Evans, znaleźliśmy przewód wentylacyjny lub coś w tym stylu na sklepieniu tunelu. Mały otwór, może na jakieś dziesięć centymetrów średnicy. Znaleźliśmy też twój ostatni ślad, ale nie ma żadnych znaków jak i gdzie spadłeś. Nie widać żadnych szczelin czy krawędzi mogących świadczyć o istnieniu przejścia lub zapadni. Masz jakieś dalsze sugestie?”
„Macie ze sobą linę?”
„Tak, myślę, że znajdzie się około dziesięciu metrów.”
„Dasz radę wsunąć linę do tego otworu?”
„Tak, myślę, że tak,” odparł Evans.
„Spróbuj wsunąć linę najdalej jak będziesz mógł. Z odrobiną szczęścia powinienem ją zobaczyć.”
„W jakiego rodzaju pomieszczeniu się znajdujesz?” zapytała Emily.
„Ma dość wysoko położony sufit – będzie tego jakieś z dziesięć lub dwanaście metrów. W średnicy to około trzy metry, a samo sklepienie wygina się w łuk niczym kopuła. To jest zdecydowanie konstrukcja... i to szczegółowo dopracowana. Nie widzę jednak jakichkolwiek otworów i tak jak wy, nie dostrzegam żadnych szczelin. Nawet nie wiem dokładnie jak się tutaj znalazłem.”
Evans stojąc na czubkach palców próbował wsunąć linę w otwór. Wyglądał jak olbrzymia, niezgrabna baletnica. Otwór w sklepieniu znajdował się jakieś pół metra poza jego zasięgiem, a lina była zbyt wiotka ,aby ją podrzucić bez podskakiwania.
„Może to niezbyt mądry pomysł skakać w tym miejscu, ale to jedyny sposób by umieścić końcówkę liny w otworze. Cofnijcie się trochę. Jeśli wpadnę jak Neruda, to Collin wraca po pomoc, a ty Emily zostajesz na miejscu. Tu jest mój komunikator z bazą.” Podał urządzenie Collinowi.
„Mógłbym cię trochę podsadzić,” zaproponował Collin.
„Wątpię. Ważę zbyt dużo dla ciebie. Ponadto nie możemy sobie pozwolić na ewentualny upadek nas obojga.”
Emily przyznała mu rację. Collin miał niezmiernie wątłą budowę ciała.
„Dlaczego ty nie podsadzisz Collina,” zasugerowała Emily. „On byłby dla ciebie jak piórko.”
„Nie będę ryzykował nas obu, skoro może to zrobić jedna osoba. Pozwólcie, że spróbuje najpierw sam. Jeśli nie zdołam, wtedy podsadzę Collina. Odsuńcie się przynajmniej na pięć metrów.”
Evans poczekał aż cofną się po własnych śladach. Podskoczył idealnie do dziury, niczym koszykarz zasadzający piłkę do kosza. Wsunął linę dokładnie do środka. Jednak po chwili wysunęła się z powrotem. Evans opadł ociężale, ale bezpiecznie na podłoże tunelu.
Dziesięć minut później znaleźli odpowiedniej wielkości kawałek skały, aby przywiązać go do końca liny, po czym Evans ponownie wsunął ją do otworu. Tym razem nie wypadła.
„Widzisz cokolwiek?” zawołał Evans wciskając linę w głąb wylotu.
„Tak, ale będziecie potrzebować bardzo długiej liny, aby ją do mnie spuścić.”
„Jest jakaś szansa abyś wspiął się po ścianie i dosięgnął linę?”
„Żadnej.”
„Jeśli starczy liny, to czy dałbyś w ogóle radę wspiąć się do góry?”
„Myślę, że tak, ale nie mam pojęcia co potem miałbym zrobić. Niedawno mierzyłem swój wzrost, nie da rady abym przecisnął się przez dziesięciocentymetrową dziurę.”
„Możemy poszerzyć otwór,” odparł Evans, lekko zirytowany. „Ale czy dasz radę wspiąć się do sklepienia?”
„Tak, w okolicy górnej części ściany widzę coś w rodzaju półki skalnej tuż pod kopułowatym sklepieniem. Może okazać się pomocna.”
Evans obrócił się do Emily i Collina. „Musielibyście teraz wrócić do wejścia, aby skontaktować się z Jenkinsem i poinformować go o naszej sytuacji. Ja zajmę się wydostaniem Jamissona i spotkamy się w ciągu dwóch godzin przy wejściu. Za dwie godziny minie czas umówionego kontaktu z Jenkinsem, jeśli nie nawiążemy łączności to dostał polecenie natychmiastowego wezwania ekipy ratunkowej.”
„Jak masz zamiar sam wyciągnąć Nerudę?” zapytał zdziwiony Collin.
„Zanim cokolwiek zrobimy,” zaczęła Emily „czy mogę zasugerować abyśmy spróbowali ostrożnie powtórzyć ostatni krok Nerudy i może uda nam się uruchomić zapadnię do komory bez wpadania?”
„To zbyt niebezpieczne,” stwierdził Evans.
„Wydaję mi się, że jeśli miejsce to jest wrażliwe na nacisk, to wystarczy ponownie je dotknąć, aby otwarło się przejście. Być może udałoby nam się utrzymać je otwarte.”
„Zgadzam się, rzeczywiście warto spróbować,” dodał Collin. „Jak inaczej wyobrażasz sobie go wyciągnąć?”
„Neruda, słyszałeś o czym tu mówiliśmy?” Zapytał Evans.
„Tak.”
„I co o tym sądzisz?”
„Tak, lepiej niech Emily i Collin wrócą do wejścia jak sugerowałeś.”
„Dobra, to już idźcie. Zachowajcie ostrożność stawiając kroki w te same miejsca, którymi tu zaszliśmy. My dołączymy do was w ciągu dwóch godzin. Idźcie.” Ponaglał Evans, machając ręką na podobieństwo fali morskiej.
Emily i Collin odeszli zdziwieni. Nie mogli zrozumieć dlaczego Evans, aż tak bardzo wierzył, że da sobie sam radę. A co jeszcze dziwniejsze, Neruda przyznał mu rację. Działo się coś dziwnego. Niemniej jednak, posłusznie wykonali swoją część planu i dołączyli do Andrewsa oraz Samanty przy wejściu. Mieli nawet niezły czas, na drogę powrotną potrzebowali jedynie 17 minut.
Gdy tylko z pomocą Andrewsa i Emily wyłonili się z wąskiej szczeliny wejściowej na otwartą przestrzeń, ostre światło słoneczne dało się im we znaki.
„Co wy tam do cholery tak długo robiliście?” zapytał od razu Andrews.
„Znaleźliśmy Nerudę. Wszystko z nim w porządku,” zaczęła Emily. „Wpadł jednak w jakąś pułapkę do innej komory i nie możemy go wyciągnąć bez dodatkowego wsparcia. Evans jeszcze tam został. Spróbują wydostać się sami, ale jeśli im się nie uda za... półtorej godziny, to możemy się spodziewać ekipy ratunkowej wysłanej przez Jenkinsa.”
„Musimy poinformować Jenkinsa o naszej sytuacji,” przypomniał Collin.
Collin wyciągnął komunikator, który dał mu Evans i wcisnął guzik: NAGRYWAJ. Zaczął nadawać krótkie informacje z przerwami. „Obiekt znaleziony. Być może potrzebna będzie pomoc. Potwierdzenie tej informacji w ciągu dziewięćdziesięciu minut. Przygotować ekipę S&R na ewentualność szybkiej interwencji. Dokładne współrzędne będą przesłane w następnym komunikacie. Proszę potwierdzić otrzymanie wiadomości.”
Collin przesłuchał nagranie, po czym wcisnął guzik WYŚLIJ, usatysfakcjonowany z precyzyjnie i zwięźle nagranej wiadomości. Wszyscy dobrze wiedzieli, że Jenkins i Evans nie lubili długich, szczegółowych wiadomości.
Było zaledwie kilka minut po dziesiątej rano, tak więc upał pustynnego słońca zaczynał powoli doskwierać. Andrews rozstawił chwilowy kemping, po czym wszyscy usiedli czekając co wydarzy się przez najbliższe 90 minut. Emily zajęła się robieniem kawy na zasilanej słonecznie kuchence polowej. Collin przeglądał mapy by ustalić dokładne współrzędne dla ekipy poszukiwawczo-ratunkowej.
„To jest baza-pochodzeniowa artefaktu, nieprawdaż?” Samanta zapytała Emily.
„Neruda wydaje się myśleć, że tak.”
„Zobaczyliście cokolwiek... cokolwiek niezwykłego?”
„Tunele nie są naturalne, lecz skonstruowane. Widzieliśmy też glif na ścianie tunelu, podobny do tych znajdujących się na artefakcie. W jakiś sposób Neruda ugrzązł w odizolowanej komorze, a my nie potrafiliśmy znaleźć prowadzącego do niej wejścia czy zapadni. Wygląda to jakby został dosłownie zdematerializowany i przetransportowany w tamo miejsce–”
„Tylko w jakim celu?”
„Nie wiemy.”
„Oni coś ochraniają,” powiedziała nagle Samanta.
„Co ochraniają?” zapytał Andrews podchodząc do Samanty. „Jeśli jest tam więcej takich artefaktów jak nasz mały potworek, to co tu ochraniać?”
„Technologię genetyczną,” odparła głosem jednocześnie stwierdzającym i pytającym.
„Skąd o tym wiesz?” spytała Emily.
„Miałam kolejne doświadczenie z artefaktem podczas sesji RV, jeszcze za nim Evans znalazł wejście w skale. Widziałam obrazy–”
„Co przedstawiały?”
„Coś jakby obraz przedstawiający te istoty.”
„Woow...” Zaczął Andrews. „Skąd wiesz, że możesz wierzyć obrazom umieszczonym w twojej głowie przez tą rzecz?” Mówiąc to wskazał na futerał zawierający artefakt. „Te same istoty zbudowały przeklętą pułapkę na myszy, w której teraz siedzi Neruda. Fakt ten nie budzi we mnie zbytniego zaufania.”
Samanta zaczęła coś mówić, ale nagle się zatrzymała.
„Jezus, Andrews,” odezwała się Emily, „czy możemy pozwolić jej powiedzieć, co widziała, bez przerywania i twoich docinek?”
Andrews kopnął luźne kamyki pod stopą i obserwował jak się turlają. Jego wargi coś tam mamrotały pod nosem, ale nikt tego nie dosłyszał.
„Chodzi o to,” kontynuowała spokojnie Samanta, „że obrazy, które widziałam były jakieś całkowicie mi obce... znacznie bardziej zaawansowane... być może ludzkie, a może i nie. Przemieniały się przede mną z wyglądu ludzkiego do kształtu geometrycznego jakby... jakby prostokąta.” Samanta zatrzymała się na chwilę jak gdyby próbowała sobie coś przypomnieć.
Collin patrzył znad swoich map i uważnie słuchał.
Samanta mówiła dalej, „Nie mogę udawać, że wiem czym lub kim oni są, ale obrazy te były dla mnie tak wyraźne jak to, że teraz was widzę… i nie wyglądały one na obrazy gatunku wojowniczego lub próżnego. Wyczuwam, że są życzliwi – a nawet skłonni pomóc naszemu gatunkowi. Oni tutaj coś zgromadzili, coś co miało być przez nas znalezione i ma to coś wspólnego z genetyką. Wszystko to jest częścią wielkiego planu.”
„Który też oczywiście zakłada wcięcie Nerudy.” Wymamrotał Andrews.
„Nie wiem nic o Nerudzie,” wyjaśniła Samanta, „ale odnośnie tego, co wam powiedziałam wyczuwam pewność. Prawdopodobnie zaprojektowali oni rozmaite mechanizmy ochronne by upewnić się, że to my odkryjemy to miejsce a nie ktoś inny. Znajduje się tutaj coś, co oni chcą abyśmy znaleźli.”
„Więc uważasz, że wewnątrz tej góry znajduje się prezent od tych nieznanych obcych, z naszym imieniem wypisanym na bileciku?” Andrews nie mógł się powstrzymać. Był jedną z niewielu osób w ACIO, które nie żywiły szacunku wobec RV i ich pracy, jak również do wszelkich tego rodzaju zdolności. Dla Andrewsa RV byli po prostu gloryfikowanymi gośćmi od spraw metapsychicznych.
„Tak.” Odpowiedziała spokojnie Samanta.
„Collin, dostałeś już wiadomość zwrotną od bazy?” spytała Emily.
„Tak, odpowiedzieli na zgłoszenie,” spojrzał na zegarek, „jeszcze sześćdziesiąt osiem minut i wysyłają ekipę.”
„Więc kim oni są?” zapytał Andrews. „Przyjaznymi kosmitami, którzy przybyli na Ziemię tysiąc dwieście lat temu, pobawili się z okolicznymi Indianami, po czym zgromadzili coś w tej górze abyśmy to znaleźli? Kupuję to.”
„To są tylko twoje odczucia, mam rację Samanto?” Zapytał spokojnie Collin, próbując złagodzić sarkazm Andrewsa. „Nie masz niczego zapisanego na RePlay?”
Samanta nieznacznie zmieniła pozycję na dużym głazie, na którym siedziała, po czym odgarnęła włosy do tyłu. „Nie. Kiedy sprawdziłam RePlay obrazy nie zostały zarejestrowane. W jakiś sposób obeszli oni sensory wychwytujące RePlay. Prawdopodobnie obrazy te miały wyjątkowe powiązanie z artefaktem i nie byłam nawet w trybie RV. Jednak obrazy te były niezwykle silne. Niespotykanie realnie. I to nic nie wyolbrzymiając.”
„OK, ale ja nadal czegoś nie rozumiem,” ciągnął Andrews. „Zobaczyłaś obraz kształtu geometrycznego – mówiłaś chyba, że był to prostokąt – i to z niego wyczuwasz, że jest coś wewnątrz tej góry, jakaś forma technologii genetycznej. Dobrze rozumuję?”
„Ujrzałam kilka różnych obrazów. Innym z nich była Ziemia płynąca w kosmosie, otoczona siatką jakby świetlistych włókien, a na przecięciu niektórych z nich widziałam pulsujące punkty–”
„Ile ich było?” zapytała Emily.
„Być może trzy... nie, raczej pięć. Nie jestem pewna.”
„Zauważyłaś gdzie były one umieszczone?” spytał Collin.
„Jedyny, na który zwróciłam uwagę, wskazywał właśnie to miejsce... Nowy Meksyk.”
Zmrużyła oczy, a po chwili całkiem je zamknęła.
„Miałam niezmiernie wyraziste uczucie, że w tych miejscach pozostawiono technologie,” dodała. „Pozostawiła je rasa, która stworzyła ten artefakt, robiąc to bardzo istotnym celu, ale nie jestem pewna, czego on dokładnie dotyczył...” Jej głos powoli ucichł. Wszyscy słuchali ją w takim skupieniu, że nikt nie usłyszał błagalnego głosu Nerudy o kawę, który właśnie pojawił się z Evansem po wewnętrznej stronie wejścia w ścianie kanionu.
„Mój Boże, udało się wam!” Wykrzyknęła Emily ze łzami szczęścia w oczach, widząc Nerudę przedzierającego się przez szczelinę. Promienie słońca uwydatniły klarownie całą ścianę kanionu i padały – w całej swej wspaniałości – dokładnie na Nerudę. Oślepiony przez nagłe światło, przykucnął na ziemi i zasłonił oczy.
„Ciepło jak najbardziej, ale czy mógłbym prosić, aby ktoś przyciemnił trochę to przeklęte światło.” Oczy Nerudy, wciąż szczelnie przymrużone, rozglądały się po znajomych twarzach. Spojrzał wpierw na Emily. „Mniemam iż nie masz świeżej kawy na zbyciu? Dosłownie pęka mi głowa.”
Emily roześmiała się z mieszaniną ulgi, radości i dużego zaskoczenia.