Pierwsze Źródło to przodek wszystkich istot i form życia, w związku z czym, stanowi ono wspólne podłoże, na którego powierzchni wszyscy stoimy. Podróż ku zjednoczeniu -- kreacje odnajdują swojego stwórcę – jest niezwykle bliska duszy ludzkiej, a wraz z przebyciem tejże podróży uzyskiwane jest niezmienne odczuwanie całości. Każdy impuls każdego elektronu skorelowany jest z całym wszechświata w jego odwiecznej ścieżce ascendencji w kierunku Boga. Nie istnieje żaden inny kierunek, którym możemy kroczyć.
Fragment eseju filozoficznego Komory 21 – Środowisko Duszy
WingMakers
Późnym poniedziałkowym wieczorem Neruda analizował u siebie biurze wyniki testów przysłane mu wcześniej przez Andrewsa. Dysk optyczny zachowywał swoją nieugiętość niczym lojalny ochraniarz. Niemożliwym było wykryć jakikolwiek sensowny kierunek czy wysunąć hipotezy, które opierałyby się na czymkolwiek więcej niż przeczuciach intuicyjnych.
Przypomniał sobie prognozy Samanty mówiące iż dysk może być bardziej niedostępny niż samo urządzenie naprowadzające i powoli zaczynał w to wierzyć. Wyniki testów wykazały niewielkie zmiany w rezonacji przy użyciu UV 720 i podczerwieni 373, jako połączony odczynnik zastosowany na standardową częstotliwość wiązki lasera. Niemniej jednak podwyższyło to rezonację jedynie o 14%, co stanowi niezbyt dużą poprawę.
Neruda otworzył swoją skrzynkę elektroniczną, po czym zobaczył wiadomość od Piętnastki oznaczoną jako PILNE. Jego serce zaczęło bić szybciej po otwarciu pliku.
JAMISSON,
WYKONAŁEM DZISIEJSZEGO POPOŁUDNIA KILKA OBLICZEŃ Z ZEMI, KTÓRE DOPROWADZIŁY MNIE DO KONKLUZJI, IŻ ABY ZOPTYMALIZOWAĆ REZONACJĘ DYSKU OPTYCZNEGO BYĆ MOŻE POTRZEBA UŻYĆ WIELU WIĄZEK LASERA JEDNOCZEŚNIE, TAK ABY KAŻDA Z NICH OBEJMOWAŁA JEDNĄ Z DWUDZIESTU CZTERECH ŚCIEŻEK INDEKSOWYCH. POZWOLIŁEM SOBIE NA POPROSZENIE DAVIDA O PEŁNE PRZETESTOWANIE TEJ HIPOTEZY PRZEZ NOC, TAK ABY DOSTARCZYŁ NAM RAPORT Z TESTÓW DO MOJEGO BIURA JUTRO RANO O 0900.
ZAKŁADAM, ŻE PRZYBYCIE NIE KOLIDUJE Z TWOIM HARMONOGRAMEM PRACY. JEŚLI TAK, TO DAJ MI ZNAĆ. TAK CZY OWAK, DO ZOBACZENIA WKRÓTCE.
DZIĘKI ZA UWAGĘ.
15
Według standardów Piętnastki, to był to długi email, gdyż rzadko kiedy pisał więcej niż dwie, trzy linijki wiadomości. Kiedy już to robił, to zazwyczaj oznaczało to, że pojawiły się jakieś poważne kłopoty.
Neruda zastanawiał się, dlaczego nie przyszedł mu wcześniej na myśl pomysł z użyciem wielu laserów jednocześnie. Charakterystycznym zjawiskiem związanym z Piętnastką była sytuacja, że gdy słyszał on o stanięciu badań w martwym punkcie lub nie dającym się zredukować problemie, to formułował on alternatywne ścieżki rozwiązania, które były oczywiste w swej prostocie, aczkolwiek w jakiś sposób przeoczone przez wszystkich pozostałych.
Ciche pukanie w drzwi biura Nerudy przerwało mu tok procesu myślowego. „Proszę.”
Emily otwarła drzwi, po czym bez słowa dyskretnie zamknęła je za sobą.
„A więc wciąż tutaj jesteś?” zapytała, udając zaskoczenie.
Emily tak samo cicho jak zamknęła drzwi, podeszła i usiadła przed biurkiem. „Chciałam cię o coś zapytać,” zaczęła, nachylając się nieznacznie do przodu; jej dłonie nerwowo ściskały jedna drugą.
„Ok, zatem słucham?” zapytał Neruda, zaintrygowany dziwnym zachowaniem swojej asystentki.
„Czy lubisz mnie?” zapytała ostrożnie jakby poproszona o przesylabizowanie pytania.
Neruda milczał przez kilka sekund, absorbując pytanie i wszystkie jego niuanse. „Pytasz w kontekście romantycznym?”
„Tak, w romantycznym.”
Neruda oparł się na fotelu i założył nogę na nogę. „Lubię cię jako przyjaciółkę, Emily. Nie mogę tobie nic więcej zaproponować.”
„Wiem, ale załóżmy tylko na potrzeby tej rozmowy, jeśli... jeśli nie byłbyś moim szefem. Czy czułbyś do mnie coś innego? Mam na myśli, w kontekście romantycznym?”
Neruda wstał, przeszedł się wokół biurka, po czym usiadł na jednym z rogów blatu. Spoglądał na Emily, zastanawiając się, co ma jej odpowiedzieć. „Nie wiem, co bym czuł. Nie wiem, co czuję teraz, a cóż dopiero jeśli miałbym powiedzieć co czułbym w przyszłości. Co chciałaś mi powiedzieć?”
„Nic. Absolutnie nic. Nie chciałam tobie mówić niczego, czego nie czujesz.” Wstała i zaczęła iść w kierunku drzwi. „To była pomyłka. Przepraszam. Dobrej nocy.”
Neruda podbiegł do drzwi i wyciągnął rękę, aby przeszkodzić Emily w opuszczeniu biura. „Nie jestem ekspertem jeśli chodzi o sprawy sercowe. Tak naprawdę nigdy nawet nie dzieliłem życia z żadną kobietą. Moim życiem było zawsze to!” podniósł ręce do góry na znak frustracji.
„Bardzo ciebie lubię, Emily. Nie chcę niszczyć tego, co jest między nami–”
„A co niby jest,” przerwała, „trochę miłe stosunki na linii szef/podwładna. Nic więcej, nic mniej. Próbowałam właśnie zobaczyć czy jesteś zainteresowany czymś więcej. Najwyraźniej, nie jesteś.”
Emily usiłowała otworzyć drzwi, ale Neruda zatrzymał ją pozostawiając stanowczo rękę na drzwiach.
„No co?” zapytała z frustracją Emily. „O co ci chodzi?”
„Potrzebuję trochę czasu,” powiedział.
„Wcale nie potrzebujesz.”
„Potrzebuję.”
„Po co?”
„Po prostu potrzebuję.”
Emily cofnęła się od drzwi i opadła na fotel, na którym wcześniej siedziała. „Tam skąd pochodzę, albo coś czujesz albo nie. Ty widać nie czujesz.”
„Nie powiedziałem tego,” sprostował Neruda. „Powiedziałem, że nie wiem, co bym czuł i że... że potrzebuję trochę czasu.”
„Jamisson, czas nie zmieni tego, co czujesz. Znamy się nawzajem blisko dwa lata. Czy chcesz powiedzieć, że muszą minąć następne dwa lata zanim uporządkujesz swoje odczucia?”
Neruda oparł się o drzwi i przejechał dłońmi po swoich włosach. „Ok, być może moje uczucia faktycznie są niejasne i pogmatwane, ale generalnie rzecz biorąc nie czuję się wystarczająco swobodnie w towarzystwie kobiet. Ja... ja nigdy nie poznałem mojej matki. Nie miałem siostry. Poszedłem do prywatnej męskiej szkoły, a następnie trafiłem tutaj, kiedy to dopiero zaczynałem w ogóle myśleć o dziewczynach.”
Podszedł z powrotem do biurka i usiadł w tym samym miejscu, co przed chwilą. Jego głos był ciężki, a on sam wyglądał na przemęczonego. „Kiedy uzyskałem mój pierwszy awans, krótko po tym jak tu zacząłem, całe moje życie skupiłem na tym miejscu. Miałem zaledwie osiemnaście lat. Za jakiś czas zmarł mój ojciec. Moje życie zaczęło się toczyć tutaj, nie w domu. Dom był tylko łóżkiem... miejscem do snu, porannej toalety i prysznica.”
Zatrzymał się, po raz pierwszy przyjrzał się ramionom Emily i temu jak delikatnie były one zbudowane. Miała na sobie błękitno-zieloną koszulkę z krótkim rękawem, która wychodziła z czarnych, bawełnianych spodni. Jej oczy spoglądały prosto przed siebie.
„Obawiasz się,” powiedziała łagodnie Emily.
„Być może.”
„Nie,” kontynuowała, „obawiasz się mnie, gdyż mogę odsunąć od ciebie to wszystko wokoło, lub wstrząsnąć w jakiś sposób twoim perfekcyjnym światem. Nie wiesz, co mogłoby się stać, jeśli ACIO nie byłoby dłużej centrum twojego wszechświata. Czyż tak nie jest?”
„Być może obawiam się ciebie albo... albo tego co możesz wnieść do mojego życia, ale właśnie dlatego potrzebuję trochę czasu. Potrzebuję się z tym wszystkim oswoić–”
„Potrzebujesz się z tym oswoić?” zapytała Emily lekko drwiącym tonem głosu. „Uczucia nie są czymś, z czym można się oswoić. Można popaść w ich namiętność i pozwolić im przenikać... wszystko...” Jej głos zanikł w cichym westchnieniu rezygnacji.
„Dla ciebie, wszystko jest jasne. Rozumiem to. Dla mnie, wszystko to wprawia mnie w zakłopotanie, ale ty nie potrafisz... lub nie chcesz tego zrozumieć.”
„Rozumiem to,” zapewniła Emily. „Po prostu nie jest to odpowiedź, na jaką liczyłam.”
Neruda spojrzał na swoje dłonie. Czuł się niezręcznie. „Emily, nie mogę powiedzieć ci tego, co oczekiwałaś usłyszeć. W każdym razie nie teraz.”
„Wiesz,” oznajmiła Emily, „chociaż umiesz być szczery, czuję się lepiej. Przynajmniej wiem, jaka jest sytuacja między nami.” Wstała i ponownie zaczęła iść w kierunku drzwi.
„Zaczekaj chwilę,” poprosił Neruda. „Czy mogłabyś wykazać mi trochę cierpliwości?”
„Mam odpowiedź na moje pytanie,” powiedziała Emily. „Zatem cierpliwość nie ma już dłużej sensu.”
„Dlaczego jesteś tak bardzo nastawiona na opcję: teraz albo nigdy?”
Zrobiła krok do przodu i spojrzała prosto w oczy Nerudy. „Kiedy przewożono mnie z jednego łóżka szpitalnego na drugie byłam świadkiem tego, jak mój mąż mnie zostawił i straciłam pracę. Nie umiesz sobie wyobrazić jak podatnym na zranienie jest człowiek w takim stanie... mój umysł był tak samo osłabiony jak moje ciało, ale przysięgłam sobie, że jeśli przeżyję to piekło, to już nigdy więcej nie będę czekać aż coś się samoistnie wydarzy, pozostając biernie w stanie bezradności. Sama mogę zadbać o to, aby się wydarzyło,” popatrzyła na swoje buty i ściszyła głos. „Ale są takie rzeczy, na które nie ma się wpływu i miłość jest jedną z nich.”
„Więc tak po prostu się poddajesz?”
„Alternatywa jest zbyt bolesna...” odwróciła się jakby chciała ukryć twarz. Jej ciało zaczęło drżeć, aż po chwili nie wytrzymała i zaczęła płakać. Neruda zerwał się i podbiegł do jej fotela. Usiadł przy niej, obejmując ją ramieniem. Drugą ręką położył jej głowę na swojej klatce niczym ojciec pocieszający swoje dziecko. Emily zebrała się w sobie i powoli wysunęła się z objęcia. Spojrzała na jego białą koszulę poplamioną maskarą i łzami.
„Muszę już iść,” powiedziała nieoczekiwanie. „Przepraszam za twoją koszulę.” Odruchowo wysunęła rękę, aby wytrzeć plamę, ale jego dłoń chwyciła jej, po czym pocałował ją w usta zanim zdążyłaby zaprotestować. Jej dłonie powędrowały wokół jego szyi i odwzajemniła jego pocałunek tak jak tysiące razy wyobrażała to sobie w myślach, lecz po chwili odsunęła się.
„Coś nie tak?” zapytał, pokazując zaniepokojenie w głosie.
„Przepraszam, ale w tych okolicznościach, nie mogę... nie potrafię.”
„Dlaczego? Czyż właśnie nie tego chciałaś?”
„Nie, chciałam żebyś sam tego pragnął, a teraz obawiam się, że robisz to po prostu z litości do mnie. A to jest jedna z tych rzeczy, bez których chcę się obejść w moim życiu.”
Emily wstała w kierunku drzwi. „Przepraszam za wszystko.” Wybiegła zanim Neruda mógł cokolwiek powiedzieć lub się poruszyć.
Neruda pobiegł za nią wzdłuż pustego korytarza. Znajdowała się jakieś piętnaście metrów przed nim, biegnąc na oślep. „Emily,” zawołał. „Nie jestem pewien, co do wielu rzeczy w moim życiu, ale jeśli już jestem czegoś pewien to o tym wiem i pocałowanie cię absolutnie nie było wyrazem litości z mojej strony, ani też nie poczułem się do tego zmuszony.”
Emily zatrzymała się. Neruda stał nieruchomo patrząc na nią. „Odpowiedz mi więc na jedno pytanie,” zapytała.
„Jakie?”
„Kiedy zapytałam ciebie co czujesz do mnie, odpowiedziałeś, że nie wiesz. Że potrzebujesz więcej czasu. Co się zmieniło? Czy miałeś na myśli, że potrzebujesz kilka minut? Myślę, że miałeś na myśli tygodnie, miesiące, cholera, może nawet lata. Tak więc, co zmieniło się w ciągu tych kilku minut?”
Przez umysł Nerudy przebiegły setki różnych odpowiedzi, ale jego niezdecydowanie wystarczyło Emily za odpowiedź. Odwróciła się i odeszła. Neruda patrzył w jej stronę, aż odgłos jej kroków zanikł w odgłosie wydobywającym się z wszędobylskiego systemu HVAC. Cały czas zastanawiał się dlaczego nie potrafił odpowiedzieć na jej proste pytanie.
* * * *
„Widziałeś to? Widziałeś jak ta cholerna rzecz zareagowała?” emocjonował się Andrews.
„Niewiarygodne! Wykrzyknął Collin. „Neruda miał rację, ta rzecz jest zmienno-kształtna podobnie jak pierwsza.”
Dwoje mężczyzn spoglądało na nagranie wideo wykonane w nocy przez Davida, operatora ZEMI przydzielonego do projektu Starożytna Strzała. Nagranie pokazywało jak dysk optyczny rozdziela się na dwa dyski niczym kanapka, z obłokiem światła pomiędzy nimi. Światło to było jak pryzmat z tysiącami drobnych kuleczek podobnych do kropli, które przemieszczały się pomiędzy dwoma dyskami, najwyraźniej po losowym torze ruchu.
„Czy widzieliśmy cokolwiek podobnego już wcześniej?” zadał retoryczne pytanie Collin.
„Chyba tylko wtedy, jeśli spotkałeś już wszystkich sąsiadów w kosmosie,” odpowiedział Andrews, śmiejąc w swoim rozbrajającym stylu. „O rajuśku! poczekaj tylko, aż szef to zobaczy.”
Na ekranie pojawiła się głowa Davida. „Jak widzicie, hipoteza Piętnastki była poprawna, poza tym, że korelacja dwudziestu trzech ścieżek indeksowych, a nie wszystkich dwudziestu czterech, była tym magicznym rozwiązaniem.”
„Ok, zatem co dalej z tym robimy?” zapytał Andrews.
„I w tym miejscu zaczyna być interesująco,” skomentował David. „Dokonaliśmy katalizacji przemiany molekularnej, aczkolwiek nie mamy żadnego nowego pomysłu jak uzyskać dostęp do danych. Dane, zakładając że takowe istnieją, znajdują się w formacie, którego ZEMI nie jest w stanie odczytać, ani nawet poddawać analizie.”
„Czy te światła – mam na myśli te między dyskami – można sprowadzić do kodu binarnego?”
„Nie jest to możliwe,” odparł David. „Jeśli spojrzysz na dane, które tobie przesłałem, zauważysz pełną analizę struktury światła, ale wszystko co możemy z niego wyciągnąć to wysokość częstotliwości, analizy spektralne oraz pakiet standardowych analiz.”
„A zatem wszystko, co udało nam się zrobić, to stworzyć jeszcze większą niewiadomą. Świetnie.” narzekał Andrews.
Collin poklepał Andrewsa po plecach. „Nie trać nadziei przyjacielu, mamy wsparcie Piętnastki. Jeśli nie możesz nic wymyślić, on to zrobi.”
„Bardzo śmieszne,” skwitował z irytacją Andrews. Odwrócił się ponownie w stronę monitora. „Czyli mamy całkowity chaos w przestrzeni między dyskami? ZEMI nie może znaleźć jakiejkolwiek zależności wskazującej na wzorzec uporządkowany?”
„Dokładnie, przynajmniej w kontekście naszych dotychczasowych testów.”
„Jak to jest możliwe? Jaki był najdłuższy czas cyklu analizowany przez ZEMI?”
„Około trzech minut.”
„Powinniśmy przetestować dłuższe cykle czasowe.”
„Też tak myślimy,” odparł David. „ZEMI wykonuje testy pod tym kątem” spojrzał na swojego Rolexa, „od przeszło trzech godzin.”
„To dobrze,” powiedział Andrews. „Masz nam jeszcze coś do pokazania?”
„Jeszcze jedna sprawa, mianowicie ma miejsce pętla akustyczna pomiędzy pięćdziesiątym drugim, a sto dziewięćdziesiąty piątym kilohercem od chwili nastąpienia zmiany kształtu dysku. Jest to ekstremalnie skomplikowana pętla i wciąż pracujemy nad sprowadzeniem jej do zakresu częstotliwości słyszalnych.”
„Wow, to może być coś interesującego,” skomentował Andrews. „Czy jest to pętla stała?”
„Tak, dostrzegalny jest wzorzec powtarzający się co dwie minuty trzydzieści dwie sekundy. Identycznie za każdym razem.”
„Może to jest wnęka, której szukamy. Kiedy będziesz miał gotowy plik audio?
David zamknął na moment oczy. „Jesteśmy już blisko, może za jakieś trzydzieści minut.”
„Ok,” powiedział Andrews, „jeśli tylko będziesz coś miał, prześlij to do mojego biura. Aha i przy okazji, czy brałeś pod uwagę przetestowanie wzorca akustycznego pod kątem synchronizacji z świetlnym show?”
„Stwierdziliśmy już, że nie ma takowej synchronizacji. Światło jest całkowicie niezależne od wzorca akustycznego, aczkolwiek sferalne obiekty świetlne generują częstotliwość dźwiękową.”
„Jak w takim razie mogą być niezależne?” zapytał Collin.
„Nie wiemy.”
„Dzięki, David. Muszę lecieć na następne spotkanie. Zakładam, że przesłałeś te informacje Nerudzie.”
„Właściwie to spotkam się z nim w biurze Piętnastki za jakąś godzinę.”
„Powodzenia. To trudna publiczność, nawet gdy jesteś podpięty do ZEMI,” powiedział Andrews, śmiejąc się.
David uśmiechnął się uprzejmie, po czym jego ręka wcisnęła coś na panelu i ekran przeszedł w czarny obraz.
Andrews odezwał się do Collina z nowym ładunkiem energii. „Ta rzecz dosłownie zamierza śpiewać!”
„Zobaczymy,” powiedział Collin. Wytrzymaj jeszcze trochę. Mogą to być jakieś zakłócenia ze źródła światła.”
„Tak, mogą, ale wątpię w to. Światło jest źródłem częstotliwości dźwiękowych, a w dodatku nie posiada żadnych wzorców relacyjnych. Ma tu miejsce coś nietypowego i nie jest to nic powiązane z klasycznymi prawami nauki.”
„Źródło światła nie może generować częstotliwości dźwiękowych niezależnych od zmian w jego częstotliwości,” powiedział Collin. „To nie możliwe, dobrze o tym wiesz.”
„Czyli co, mówisz że ZEMI się myli?” zapytał Andrews.
„Mówię, że tak to wygląda od strony fizyki. ZEMI to zupełnie inna sprawa, tak samo jak ten artefakt.”
„Być może znajdziemy tutaj coś, co zlekceważy nasze prawa fizyki,” powiedział Andrews. „Jeśli tak się stanie, to może wyjaśni nam to jak zabrać się do pozostałych artefaktów.”
„Być może,” odparł Collin „ale póki co pozostaję przy moich wątpliwościach.”
Obaj koledzy opuścili CAL i zjechali windą do swoich biur w Departamencie Projektów Specjalnych. Byli podekscytowani nowymi postępami i mieli nadzieję iż niedługo dowiedzą się, co kryje w sobie dysk optyczny.
* * * *
„Nadal chciałabyś lecieć?” zapytał Neruda, wkładają głowę do biura Emily. Była ósma rano, tak więc w jednej ręce trzymał poranną kawę, a w drugiej swoją aktówkę. Oparł się o framugę otwartych drzwi, stając na progu.
„Gdzie?” spytała z monotonią.
„Na miejsce ETC?”
„Dlaczego?”
„Co masz na myśli?” zapytał Neruda.
„Dlaczego teraz chcesz abym leciała?”
„Zrobiliśmy spore postępy w kwestii dysku optycznego i razem z Andrewsem, Davidem i Collinem jesteśmy w dobrym punkcie, aby w ciągu następnych kilku dni–”
„Czy jest coś, o czym chciałbyś pogadać?”
„Odnośnie?”
„Odnośnie naszej wczorajszej rozmowy,” powiedziała Emily. „Po to tutaj jesteś, czyż nie tak?”
„Nie spałem zbyt wiele ostatniej nocy,” przyznał się, „i mam potworny ból głowy. Przepraszam cię Emily, że tak to się skończyło... mam na myśli wczorajszy wieczór.”
„To znaczy?”
Neruda wziął łyk kawy, próbując zebrać myśli i odwagę jednocześnie. „Nie powiedziałem do końca prawdy ostatniego wieczoru. Łączyły mnie pewne relacje z kobietą jakieś dziesięć lat temu. Była ona naukowcem w departamencie CAL pracującym nad algorytmami deszyfrującymi. Była moją podwładną i staliśmy się sobie dość bliscy, co stało się w sposób całkowicie nieoczekiwany.”
Zatrzymał się, wziął kolejnego łyka kawy, po czym zapytał czy może usiąść. Emily kiwnęła głową.
„Chciała ona coraz więcej mojego czasu i moja praca zaczęła na tym cierpieć. Byliśmy w sobie na tyle zadłużeni iż zaczynało stawać się to poważną dystrakcją. Na tyle poważną, że w tych okolicznościach Piętnastka przeniósł ją poza ACIO.”
„Żartujesz sobie ze mnie,” powiedziała Emily z wymuszonym śmiechem.
„Nie, mówię poważnie,” odparł Neruda. „Pracowałem w tym czasie nad wysoko-poziomowym projektem powiązanym z Nereus Syndicate, Piętnastka zauważył, że pogorszyła się jakość mojej pracy i zdecydował się interweniować. Wszystko to stało się zbyt szybko... i... i ona musiała odejść.”
„Co za hipokryta,” skomentowała kącikiem ust Emily.
„Dlaczego tak mówisz?”
„A Piętnastka i Li-Ching? Znasz przecież pogłoski. Czym oni się różnią?”
Neruda wstał i zamknął drzwi do biura Emily. „Posłuchaj, nie wiem co słyszałaś odnośnie Piętnastki i Li-Ching, ale mogę cię zapewnić iż Piętnastka nigdy nie pozwolił aby cokolwiek odciągało go od jego pracy. Pracuje pełne osiemdziesiąt godzin tygodniowo i tak niezmiennie jest od ponad trzydziestu lat.”
„Dlaczego więc teraz mi o tym mówisz?”
„Chciałaś wiedzieć, dlaczego potrzebowałem więcej czasu,” odparł Neruda siadając. „Dlatego o tym mówię.”
„Co więc stało się z tą kobietą?”
„Nie wiem.”
„Nigdy nie zapytałeś Piętnastki?” Wypowiedziała te słowa tak rozważnie, że aż zabrzmiały mechanicznie, jakby wyjeżdżały z taśmy montażowej.
„Nie.”
„Kochałeś tę kobietę, Piętnastka oddalił ją w trybie natychmiastowym, a ty nie zapytałeś dlaczego i gdzie ją przeniesiono?” Zapytała Emily z oburzeniem w głosie.
„Rozumiem twoje zdziwienie. Nie jestem dumny z tego jak załatwiłem tę sprawę. Ale czy kiedykolwiek spędziłaś z nim na osobności dłużej niż minutę?”
Emily spojrzała na blat swojego schludnie uporządkowanego biurka. Obracała w dłoniach spinacz do papieru; położyła go na biurko. „Nie. Nie jestem nawet pewna czy wie, że istnieję.”
„Bądź spokojna, wie” zapewnił ją Neruda. „Nie jest on jednak typem osoby, do której możesz iść i domagać się wyjaśnień ot tak po prostu.”
Neruda nachylił się do przodu i powiedział ściszonym głosem, „Emily, on jest najpotężniejszym człowiekiem na planecie. Wie o wszystkim, co się dzieje. Nie mogłem zatrzymać tej kobiety; chciała ona ode mnie coś, na co Piętnastka nie mógł jej pozwolić – mój czas i uwagę.”
„Więc jak sądzisz, co się z nią stało?”
„Wymazano jej odpowiednie sektory pamięci, przeprogramowano, a potem odesłano ze sporą sumą na koncie bankowym... prawdopodobnie do Szwajcarii lub Kostaryki. Nie wiem.”
„Brzmi to tak bardzo odlegle,” powiedziała Emily, odsuwając krzesło aby móc wstać. „Na rozmowie kwalifikacyjnej nie informowany o żadnej z tych rzeczy. ACIO, życiowy etat, ale nie nawiązuj bliskich kontaktów ze swoimi współpracownikami, gdyż inaczej przeprogramują ci pamięć i skończysz w Paragwaju lub podobnym miejscu. To jest chore!”
„Musisz zachować to dla siebie,” dodał Neruda. „W innym razie mogłoby być to niebezpieczne dla nas obojga. Ok?”
„Ok.” Głos Emily brzmiał jakby z oddali, gdy siadała z powrotem na fotel.
„Czy wciąż chcesz lecieć?”
„I co będę robić?” zapytała z cynicznym tonem. „Będę parzyć ci herbatę i zajmować się twoimi włosami każdego ranka?”
Neruda wiedział, że odniesienie nawiązujące do relacji pomiędzy Piętnastką a Li-Ching było po to aby mu dokuczyć, niemniej jednak nie potrafił tego zignorować. „Możesz nie przepadać za rzeczywistością, która wiąże się z moją sytuacją, ale jest ona tak rzeczywista jak kant tego biurka. Jeśli uderzysz w niego głową, to zrobisz sobie krzywdę. Jeśli wciąż chcesz wejść w mój świat, na jego bardziej intymne podłoże, to powinnaś mieć świadomość wiążących się z nim rzeczywistości. A z nimi wiąże się niebezpieczeństwo.”
„Nie dbam o niebezpieczeństwo,” odpowiedziała Emily. „Jedyne o co dbam to aby mieć coś normalnego w moim życiu. Mam pieniądze, piękny dom, fenomenalną pracę, świetnego szefa, ale absolutnie niczego, co jest normalne.”
„Jak?”
„Jak na przykład rodzina.”
Neruda oparł się z powrotem na fotelu i wypił ostatni łyk kawy, po czym postawił bezgłośnie filiżankę na biurku Emily. „Powinnaś mieć te rzeczy. Zasługujesz na nie. Nie wiem czy mógłbym je tobie zapewnić.”
„Wiem, wiem,” powiedziała z frustracją w głosie. „Żadnych dystrakcji czasu. Żadnego interesowania się. To dość dobre podsumowanie, czy nie mam racji?”
„Odczuwam zainteresowanie,” powiedział. „Ale czas to już inna sprawa i obawiam się, że mogłyby pojawić się komplikacje wraz z tym jak ucierpi moja praca–”
„Dlaczego zakładasz, że twoja praca ucierpi jeśli utrzymywalibyśmy relacje romantyczne?”
„Tak było wcześniej.”
Emily spojrzała na obraz, który wisiał na ścianie dokładnie za Nerudą. Był to rustykalny, ale piękny dom na polanie, otoczony w tle ośnieżonymi szczytami Alp Austriackich. Po stoku wędrowała rozproszona grupka owieczek, wyglądająca jak łąka dzikich kwiatów. Przed domem stali mężczyzna i kobieta obserwujący jak ich dziecko bawi się z małym pieskiem. Wszystko czego pragnęła znajdowało się na tym obrazie.
„Właśnie zostałem awansowany na SL-trzynaście,” wyjaśnił Neruda, „i kieruję operacjami projektu o najwyższym priorytecie w działaniach ACIO. Nie jest to dobry czas abym rozpraszał teraz swoją uwagę. Może w ciągu kilku najbliższych miesięcy mógłbym... mógłbym poświęcić ci więcej uwagi, ale nie teraz.”
„Zgoda.”
„Co?”
„Zgoda, polecę z tobą do Nowego Meksyku.”
„To dobrze,” odparł Neruda podnosząc aktówkę i wstając z fotela.
Emily pochyliła się do przodu, jej twarz była bez wyrazu. „Zanim odejdziesz, powiedz mi coś. Co czyni cię tak ważną osobą dla Piętnastki? Inni wysoko-poziomowi kierownicy mają żony i rodziny. Dlaczego ty nie?”
„Nie mogę powiedzieć.”
„Dlaczego?”
„Nie mogę powiedzieć.”
„Nie możesz nawet powiedzieć, dlaczego nie możesz powiedzieć?”
„Tak, nie mogę.”
„Może prawdziwym powodem, dlaczego nie chcesz wchodzić w intymne relacje tkwi w tym, że obawiasz się iż masz zbyt wiele tajemnic, które mogłyby zostać ujawnione... nieumyślnie. Albo może Piętnastka ma takie obawy.”
Neruda sfrustrowany jej insynuacjami usiadł z powrotem na fotel i spojrzał jej prosto w oczy. „Piętnastka powołał niezwykle ważną inicjatywę, w której uczestniczę od blisko czternastu lat. Nie jest to coś, o czym mogę rozmawiać. Mogę jedynie powiedzieć, że dotyczy ona niewyobrażalnie ważnej sprawy–”
„Rozumiem, czyli ceni on ciebie tak bardzo, że kontroluje w pełni twoje życie–”
„Ceni on życie planety...” Neruda zatrzymał się. Westchnął. „Czy mogłabyś zachować cierpliwość?”
„Spróbuję, jeśli tylko ty spróbujesz być trochę bardziej ufny.”
Kiwnął głową na zgodę i podniósł swoją aktówkę. „Muszę iść. Czyli na pewno lecisz?”
„Tak.”
„Ok, to dobrze. Zespół wykopaliskowy zbiera się w sali konferencyjnej Piętnastki o 1600. Zatem do zobaczenia.”
„Jamisson?”
„Tak?”
„Jaka będzie moja rola? W zespole wykopaliskowym.”
Zatrzymał się na moment, aż po chwili pojawił się uśmiech na jego twarzy. „Moje włosy są trochę za krótkie na splatanie... i absolutnie nie przepadam za herbatą, a więc przypuszczam, że będziesz musiała pomóc mi przy katalogowaniu glifów i ustanawianiu wskaźnika ich sekwencyjności. Wciąż jesteś zainteresowana?”
Emily nieznacznie się zarumieniła i nerwowo zaśmiała. „Jestem zawiedzona przydzieleniem mi tak codziennego zadania, ale jakoś sobie z nim poradzę.”
„Zatem do zobaczenia.”
Neruda otworzył drzwi i zniknął ze zdumiewającą szybkością. Usta Emily były wciąż otwarte; słowo „do zobaczenia” pozostawało na jej dolnej wardze.
* * * *
Kiedy helikoptery obniżyły się do podłoża, obłok kurzu jaki wytworzyły zasłonił majestatyczny zachód słońca. Zespół wykopaliskowy wyszedł z helikopterów; czternaście osób podzielonych na trzy podgrupy. Grupa zbierająca: odpowiedzialna była za bezpieczne zebranie pozostałych dwudziestu dwóch artefaktów. Grupa bezpieczeństwa: gwarantowała ukrycie całego miejsca przy użyciu Siatki Bezpieczeństwa dwunastego poziomu. Grupa badawcza: zajmowała się ustaleniem wszelkiego rodzaju znaków na malowidłach komór, glifach i architekturze, które pomogłyby w poznaniu pochodzenia oraz właściwości całego miejsca.
Zespół miał pięciogodzinne opóźnienie, jako że satelitarne zdjęcia rozpoznawcze wykazały obecność turystów w zbyt bliskiej odległości od miejsca odkrycia. Kolejne zdjęcia potwierdziły, że przesunęli się oni w kierunku zachodnim, co sytuowało ich w odległości ośmiu mil na północ od miejsca ETC. Evans wolał zachować odpowiedni bufor przestrzeni. Ze zdjęć satelitarnych w wysokiej rozdzielczości stwierdził iż turyści nie są pracownikami NSA.
Neruda zawołał do swojego zespołu. „Chodźcie za mną. Mamy około kilometr do przejścia.”
Ciemnoszare, nieoznaczone helikoptery odleciały niczym gigantyczne szarańcze. Zespół zabrał cały swój sprzęt i uformował się w rzędzie za Nerudą. Obozowisko zamierzali rozbić w pierwszej pieczarze, tak aby pozostać niewidocznym dla przeszukiwań terenu przez „Oko w Przestworzach” NSA.
Zimny, suchy pustynny wiatr dął pomiędzy wąskimi skałami kanionu, ale na szczęście, wszyscy byli przygotowani na taką pogodę, dobrze zdając sobie sprawę iż wewnątrz komór miejsca było zaledwie 5° Celsjusza.
Gdy doszli do wejścia od pieczary, Evans wyciągnął małe, płaskie pudełko wyglądające jak pilot z wieloma metalicznymi przyciskami. Po kilkusekundowym regulowaniu urządzenia, umieścił je bezpośrednio na ścianie kanionu, w miejscu gdzie wcześniej znajdowało się wejście, które teraz było całkowicie zamaskowane.
Po kilku sekundach zaczęła pokazywać się szczelina w ścianie. Czerwone światło zachodzącego słońca rzucało niesamowity blask na przednią ścianę skały i czarny otwór wejścia do pieczary rósł niczym wielka rana, wraz ze stopniowym jego się ukazywaniem.
ACIO rozwinęło technologię maskowania obiektów fizycznych. Była ona efektem badań prowadzonych w ramach Programu Transferu Technologii (TTP) zainicjowanego z Corteum. Technologię tę nazywano w skrócie RICH, czyli Współfunkcjonujący Hologram Wnioskowania Rzeczywistości. Dawała ona możliwość stworzenia hologramu dopasowanego pod względem tekstury, koloru oraz wszystkich pozostałych właściwości materialnych danego obiektu – w tym przypadku była to ściana kanionu wykonana z piaskowca.
RICH była perfekcyjną technologią maskującą obiekty i miała ona szerokie zastosowanie w siedzibie ACIO do maskowania tajnych technologii Grupy Labiryntu. Owe technologie czysto-stanowe znajdowały się pod ścisłą ochroną, a RICH była właśnie jedną z nich. Jedynie personel z SL-Siedem i wyższym dopuszczany był do obserwowania pracy technologii RICH. Większość z pozostałych technologii czysto-stanowych zarezerwowana była jedynie dla Grupy Labiryntu.
Zespół wykopaliskowy wszedł pojedynczo do wnętrza pieczary, po czym rozbił obozowisko. Wejście na powrót ustawiono w trybie maskowania RICH, tak aby zespół bezpiecznie ulokował się w miejscu ETC, zachowując pełną izolację od świata zewnętrznego.
* * * *
Donavin McAlester szedł długim korytarzem, znajdującym się szesnaście pięter pod ziemią, do biura Li-Ching. Miał kiepski nastrój. Nie było nikogo wokoło z kim mógłby porozmawiać, a Neruda zignorował jego kwestionariusz.
„Czy możesz mi poświęcić kilka minut,” zapytał Donavin, tuż po tym jak uprzejmie zapukał w otwarte drzwi.
„Oczywiście, panie McAlester,” odparła Li-Ching, spoglądając znad monitora komputerowego. Jej zielony, jedwabny ubiór stonowany był niezbyt silnym światłem lampki stojącej na biurku. Preferowała mało intensywne oświetlenie podczas pracy przy komputerze.
„Gdzie wszyscy się podziali?” zapytał. „Próbowałem porozmawiać z Evansem i Nerudą wczoraj wieczorem oraz dziś rano, ale nikt nie jest w stanie mi powiedzieć gdzie oni są, ani kiedy będą obecni.”
„Przebywają na przydzielonym im zadaniu,” odpowiedziała spokojnie.
„To wiem. Ale kiedy wrócą?”
„Myślę, że w piątek popołudniu, może w sobotę, nie jestem pewna. Czy jest coś, co mogę dla ciebie zrobić podczas ich nieobecności?”
Donavin wszedł do biura i usiadł na niebieskim skórzanym fotelu stojącym przed biurkiem Li-Ching. „Jestem tutaj, aby zwiększyć efektywność komunikacji pomiędzy naszymi organizacjami, ale nie mogę znaleźć nikogo, kto jest zainteresowany rozmową ze mną na ten temat. Każdy jest cholernie zajęty. Jeśli wypełnię mój poranny raport dla McGavina, to obawiam się, że nie będą się wam podobały moje wnioski–”
„Panie McAlester, kierujemy najbardziej zaawansowaną technologiczne na planecie organizacją przy udziale jedynie setki naukowców – w porównaniu z laboratoriami rządowymi lub wojskowymi to niewielka liczba. Nie jesteśmy tak szczodrze finansowani jak NSA lub inne organizacje wywiadowcze, tak więc nasi ludzie mają napięty harmonogram zajęć. Bardzo napięty. Nikt naumyślnie nie ukrywa się przed tobą. Wszyscy jesteśmy niezmiernie zajęci. To wszystko. Nie traktuj tego osobiście.”
Donavin patrzył na Li-Ching z zakłopotaniem. „Są zbyt zajęci? Czy zdajesz sobie sprawę ze znaczenia mojego raportu?”
„Oczywiście,” odparła Li-Ching. „Ale ty niestety nie rozumiesz znaczenia naszej pracy. Jeśli masz problem z naszym zachowaniem, to radziłabym ci porozmawiać bezpośrednio z Piętnastką.”
„On jest kolejną osobą, której nie mogę złapać. Jego asystent jest najlepszym kłamcą jakiego słyszałem w życiu. A uwierz mi, że w czasie mojej pracy dla NSA miałem okazję spotkać wiele osób utalentowanych w tym fachu.”
„Jestem pewna, że miałeś,” powiedziała, uśmiechając się.
„Posłuchaj, jeśli mój raport rzuci negatywne światło na ACIO, wasze finansowanie może się znaleźć w poważnych tarapatach, czyż nie to stanowi priorytet dla waszej organizacji? A może coś przeoczyłem?”
„W świetle faktu iż Evans i Neruda wykonują przydzielone im zadania, co chcesz abym dla ciebie zrobiła?”
Donavin wrzucił aktówkę z dokumentami ma biurko Li-Ching i wskazał na nią palcem. „Aktówka ta zawiera oryginalne plany tej budowli. Wykazują one na dokładnie siedemdziesiąt jeden tysięcy metrów kwadratowych powierzchni całkowitej. Powiedziałbym, że nasza wycieczka zapoznała mnie z jakimiś dwudziestoma procentami powierzchni. Chciałbym zobaczyć więcej.”
„I jaki to ma wpływ na usprawnienie naszej komunikacji, panie McAlester?”
Spojrzał jej prosto w oczy. „Być może zwiększy to zaufanie pomiędzy nami.”
„Ok, zatem chodź ze mną, pokaże tobie więcej obszarów jeśli tego chcesz.”
Li-Ching wstała i wzięła aktówkę, którą wrzucił na jej biurko. „Możesz to wziąć z powrotem,” powiedziała, podając aktówkę na wyciągniętej dłoni.
Wziął ją bez odpowiedzi.
Oboje szli korytarzem w kierunku metalowych drzwi wyglądających jak wejście do windy. Gdy zbliżyli się do drzwi, te otworzyły się cicho ukazując wąski korytarz, na którego drewnianej posadzce rozłożony był skomplikowanie wzorowany turecki dywan. Korytarz wyglądał bardziej jak wnętrze ekskluzywnego mieszkania, aniżeli pomieszczenie rządowe.
Korytarz miał około 25 metrów długości; po każdej ze stron znajdowały się trzy wejścia plus jedno na końcu korytarza. Wszystkie z siedmiu drzwi były zamknięte.
„Co tutaj jest?”
„To nasze Laboratorium Projektów Specjalnych,” powiedziała Li-Ching.
„Myślałem, że laboratorium było na piętrze czternastym,” odparł Donavin.
„Tam znajduje się nasze główne laboratorium,” wyjaśniła Li-Ching, „ale to tutaj rozwijane jest większość naszych tajnych projektów – czyli coś, co nazywamy technologiami czysto-stanowymi.”
W pewnej chwili odezwał się głos nad ich głowami i przestraszył Donavina. „Dzień dobry pani Ching. Pani gość, pan McAlester, nie posiada stosownego poziomu upoważnień bezpieczeństwa przebywania na tym obszarze kompleksu. Czy zastosować jednorazowe upoważnienie na tę wizytę?”
„Tak,” odparła spoglądając na kamerę ukrytą w konstrukcji oświetlenia na suficie. Dotknęła swoje prawe ucho lewą ręką, sygnalizując tym samym, że autoryzuje upoważnienie, które nie następuje pod przymusem.
„Dziękuję, życzę miłego pobytu.”
„Jak wysoko sięga twoje upoważnienie dostępu na ten obszar?” Zapytał Donavin.
„Wyżej niż twoje,” zręcznie odparła, po czym skierowała się do pierwszych drzwi, które niezwłocznie otwarła. Wzięła dwie maski ze ściany, nakładki na buty oraz płaszcze laboratoryjne. „Musisz to ubrać przed wejściem do środka. Wchodzimy do biologicznie sterylnego pomieszczenia. I proszę abyś niczego nie dotykał.”
Przed nimi znajdowało się kolejne pomieszczenie, nazwane „BioLab Poziom Siódmy”.
Napalony aby zobaczyć co znajduje się za drzwiami, Donavin niezwłocznie nałożył białe, sterylne ubranie. „A więc co jest w środku?” jego głowa wskazała na drzwi, gdy właśnie przygotowywał się do nałożenia maski.
„To nasze laboratorium badań nad istotami pozaziemskimi – w kwestii biologicznej. Jeden z najbardziej zapadających w pamięć punkt naszej wycieczki. Myślę, że ci się spodoba.”
„Czy chcesz powiedzieć, że macie tam kosmitów?”
„Nie, w większości mamy tam części kosmitów,” powiedziała z cichym uśmiechem.
Donavin poprawił maskę i ruszył za Li-Ching w kierunku drzwi. W środku znajdował się szereg nieskazitelnych, stalowych stołów badawczych oraz coś, co wyglądało jak pomieszczenie medyczne ostrego dyżuru. Na miejscu jednej ze ścian od podłogi po sufit znajdowało się ogromne grodzie, z kolei na ścianie po przeciwnej stronie dziwne urządzenia wyglądające jak sprzęt chirurgiczny lub narzędzia badawcze, niewiele różniące się o tych, które kojarzą się ze sprzętem dentystycznym.
Li-Ching podeszła do wielkiego, przeźroczystego zbiornika, w którego wnętrzu coś się unosiło. Założyła gumowe rękawiczki, otwarła wieko i wyciągnęła to na zewnętrz.
„To jest akurat coś nowego z poprzedniego tygodnia, znalezione na odludziu w Zatoce Korynckiej, łodzią motorową jakieś osiemdziesiąt kilometrów od Aten.”
Spojrzała na twarz Donavina, który cierpliwie czekał. W jej rękach znajdował się płód o masie około jednego kilograma, w większości o brunatno-czerwonej barwie, z wielkimi, niebieskimi żyłami otaczającymi nieproporcjonalnie dużą głowę.
Li-Ching spojrzała na zegar na ścianie, a potem na oczy Donavina. „Czy wszystko w porządku?”
Donavin patrzył na płód w rękach Li-Ching, a jego nogi zaczynały się chwiać. Zanim zdążył jej odpowiedzieć, nogi zgięły mu się w kolanach i jego ciało opadło na podłogę, całkowicie poddając się grawitacji.
„Będę potrzebowała trochę pomocy w umieszczeniu go na stół badawczy,” powiedziała Li-Ching zwracając się do mężczyzny w białym płaszczu laboratoryjnym, który wbiegł do pomieszczenia jakby na z góry określony znak.
„Zdejmij mu maskę, szybko! Nie chcę żeby był nieprzytomny zbyt długo,” wydała polecenie, gdy tylko umieściła płód z powrotem w zbiorniku.
Maska Donavina nasiąknięta była łagodną neurotoksyną, która była bezwonna i bez smaku, niemniej jednak powodowała u człowieka unieruchomienie i utratę przytomności na dwadzieścia minut. Ponadto posiadała ona bardzo praktyczną właściwość: nie pozostawiała żadnych śladów we krwi ani urynie.
Oboje wnieśli Donavina na stół badawczy, kładąc go na plecy. Jego głowę ostrożnie ułożono w zagłębieniu jednego z końców stołu. Metalowa kula, wielkości pomarańczy, cicho wysunęła się z sufitu niczym pająk opuszczający się na nici. Czerwone światła, które wydobyły się z kuli, powoli przeskanowały twarz Donavina, mapując informacje o jego twarzy.
Metalowa kula wsunęła się z powrotem do sufitu, po czym nad jego głową ustawiło się długie, mechaniczne ramię. Po chwili z ramienia wysunęła się cienka igła, która wsunęła się w jamę nosową Donavina, wszczepiając weń maleńki nadajnik, nie większy od ziarnka piasku.
Nazywany Osobistym Nadajnikiem, lub PM, miał dwojakie zadanie: urządzenie nasłuchowe mogące nadawać każde słowo jakie wypowie Donavin, funkcjonujące w zakresie pięćdziesięciu kilometrów od miejsca odbioru oraz urządzenie namierzające, które mogło być monitorowane gdziekolwiek na planecie przez sieć satelit ACIO.
„Weryfikacja aktywacji,” powiedziała Li-Ching.
Jej partner, znajdujący się teraz w pomieszczeniu kontrolnym przylegającym do sali badawczej, kiwnął na znak potwierdzenia. „Aktywacja w normie.”
„Świetnie,” szepnęła Li-Ching.
„Będę miała dla ciebie listę słów kluczowych w ciągu trzech godzin,” powiedziała już głośno. Możesz dostarczać kopie transkrypcji dwa razy dziennie, zakładając że będzie mówił coś interesującego. Rozumiemy się?”
„Zrozumiałem.”
„Zatem kończmy to,” powiedziała.
Wzięła niewielkie urządzenie ze stolika stojącego przy stole badawczym, po czym przyłożyła je do podstawy nosowej Donavina. Włączyła wybieranie, a następnie wcisnęła mały przycisk na spodzie urządzenia. Wykonało ono drobne nacięcie, które natychmiastowo zaczęło krwawić. Zdezynfekowała nacięcie i delikatnie przyłożyła do niego opatrunek. Następnie zdjęli Donavina ze stołu badawczego i ułożyli na podłodze gdzie zemdlał osiem minut wcześniej.
„Jesteś gotowy?” zapytała Li-Ching.
Mężczyzna kiwnął porozumiewawczo, otworzył nieduże pudełko soli orzeźwiającej i podsunął je pod nos Donavina.
Jego ciało wzdrygnęło się. Przez chwilę zwinął się w pozycję embrionalną, po czym, jakby przypominając sobie gdzie się znajduje, udało mu się usiąść. „Co do cholery się stało?”
„Zemdlałeś,” odpowiedziała Li-Ching.
Donavin potrząsnął głową i spojrzał zmieszany na Li-Ching i jej partnera. „Kto to jest?”
„Przepraszam, to jest dr Stevens. Upadłeś dość mocno, poprosiłam go więc, aby opatrzył twój nos.”
Ręka Donavina natychmiast powędrowała w kierunku nosa i wyczuła opatrunek. „Ale nie jest złamany?” zapytał od niechcenia.
„Nie, nie,” zapewnił dr Stevans. „Jedynie drobne rozcięcie i siniak, ale możesz odczuwać niewielki ból lub dyskomfort przez kilka dni. Jeśli będziesz potrzebował pomocy, poinformuj tylko Li-Ching, a zajmę się tym.”
„Dzięki. Na jak długo straciłem świadomość?” wybąkał Donavin.
„Tylko na parę minut. Może powinieneś zaczerpnąć trochę świeżego powietrza,” zasugerowała Li-Ching. „Chcesz wyjść na zewnątrz i się trochę odprężyć?”
Donavin niepewnie stanął na nogi, podpierając się o jeden ze stołów badawczych. „Może jest to dobry pomysł.”
Li-Ching wzięła go pod ramię i wspólnie ruszyli w kierunku drzwi; Donavin ostrożnie testował umiejętność utrzymania równowagi.
Gdy zdjęli już płaszcze laboratoryjne i nakładki na buty w pierwszym pomieszczeniu, Donavin spojrzał na Li-Ching ze wzrokiem niczym małe, biedne zwierzątko. „Co to było?”
„Płód istoty pozaziemskiej – mówiąc dokładnie Zeta Reticuli. Został on wyrzucony za burtę z jednej z ich łodzi podwodnych, wraz z szeregiem innych odpadów eksperymentalnych.”
„Czyli nie są oni zbytnio pro-życiowi?”
„Nie, powiedziałabym, że są oni bardziej pro-eksperymentowi.”
„Częściowo wyglądało mi to na człowieka–”
„Proszę cię McAlester zachowaj to dla siebie. To, co ci pokazałam jest tak tajne jak tylko to możliwe. Chciałam po prostu dać tobie dowód mojego zaufania oraz naszej chęci do współpracy z tobą. I niech tak to zostanie.”
„Czyli nie odpowiesz więcej na żadne z moich pytań? Których nawiasem mówiąc są tysiące.”
„Nie.”
„Świetnie,” skomentował z zawzięciem. „Chyba nie myślisz, że ktoś kto to zobaczył, zamknie temat od tak po prostu?”
Li-Ching poprawiła swoją bluzkę i spódniczkę, podczas gdy Donavin spoglądał dyskretnie kątem oka. Miała znakomitą figurę – drobna, zwarta niczym baletnica, którą mógłby namalować Degas. Unieszkodliwiwszy swój cel, mogła sobie pozwolić na zimną ripostę. „Jedyne co myślę, to że jesteśmy kwita. Ja ufam tobie, a ty ufasz mi. Czy nie jest to właśnie to, czego pan chciał, panie McAlester? A może się mylę?”
„Ok, ok, żadnych więcej pytań,” musiał ulec, „ale powiedz mi chociaż jedną rzecz, czy ci Zeta są tutaj?” wykonał gest ręką wskazujący na siedzibę ACIO.
Li-Ching potrząsnęła przecząco głową jednocześnie śmiejąc się. „Panie McAlester, jeśli by tutaj byli, to czy myślisz, że pokazywałabym tobie nieżywy płód? Wzięła go ponownie pod rękę. „Odprowadzę ciebie na górę. Jak się teraz czujesz?”
„Trochę kręci mi się w głowie,” odparł.
Kiedy szli wzdłuż korytarza, jej prawa pierś spoczywała dokładnie na jego lewym ramieniu; Donavin zaczynał tracić zainteresowanie zwiedzaniem, czując że zaczynają nabierać kształtu bardziej istotne sprawy.
* * * *
„Otrzymaliśmy zdjęcia satelitarne, sir” przekazał głos z interkomu.
„Przynieś je zatem,” powiedział McGavin.
Holden zawsze obawiał się reakcji McGavina na to, co nie jest przekonywujące, a zdjęcia satelitarne z pewnością podchodziły pod tę kategorię. Asystent McGavina wykonał subtelne kiwnięcie głową w kierunku podwójnych drzwi w kolorze dębowym.
Wszedł do biura McGavina, które mieściło się na górnym piętrze pięciokondygnacyjnego budynku, oddalonego 50 kilometrów na północ od Richmond w Virginii. Laboratoria Projektów Specjalnych NSA usytuowane były na obszarze dorodnego, sosnowego lasu za ufortyfikowanym ogrodzeniem z zaawansowanymi czujnikami wykrywania ruchu pod i nad ziemią. Był to piękny, aczkolwiek odizolowany kompleks, przeznaczony dla tajnych operacji.
Dla przypadkowego obserwatora, SPL było firmą o nazwie ConnecTech. Dla wszelkich pracowników naukowych lub dziennikarzy, jak i wedle tego o czym informuje ich strona internetowa, ConnecTech było prywatną, ściśle zamkniętą korporacją, rozwijającą wyspecjalizowane systemy naprowadzania pocisków dla użytku wojskowego. W rzeczywistości, właścicielem oraz nadzorcą SPL było NSA i zajmowało się ono rozwijaniem szerokiego zakresu technologii inwigilacyjnych i antyterrorystycznych, z których większość początkowo zaprojektowane i rozwijane były przez ACIO, a dopiero później przekazywano je do SPL do dalszych badań i modyfikacji.
Rdzeń technologii często pochodził z prowadzonego przez ACIO Programu Transferu Technologii jaki miał miejsce z Zeta Reticuli lub z Corteum. W innych przypadkach, technologie pozaziemskie przejmowane były bez wiedzy o ich pochodzeniu, a następnie poddawane re-inżynierii laboratoryjnej. Bez względu na drogę nabycia danej technologii, ACIO rozwijało ją w technologie czysto-stanowe jedynie dla zastosowań Grupy Labiryntu. Technologie czysto-stanowe były następnie poddawane uproszczeniu i dopiero w takiej wersji przekazywane do SPL oraz innych tajnych organizacji planety.
„A więc co wiemy teraz, czego nie wiedzieliśmy wczoraj?” spytał nadąsany McGavin.
Holden siedział na fotelu prosto jak przed komisją, podczas gdy jego oczy rozglądały się po pomieszczeniu, nigdy nie zatrzymując się na niczym dłużej niż na sekundę. „Wiemy, że trzy helikoptery Q-Jedenaście około godziny osiemnastej opuściły główną siedzibę ACIO, kierując się w kierunku południowo-wschodnim.”
„Cel?”
„Straciliśmy ich z radarów pięćdziesiąt jeden kilometrów od miejsca startu–”
„Dlaczego nie możemy śledzić tych idiotów?” wrzasnął McGavin, a jego łysa głowa, niczym kameleon, naciągnęła na siebie purpurowej barwy zasłonę, dopasowując się do kotary za jego biurkiem.
Holden zaczął coś mówić, ale McGavin nachylił się do przodu i uciszył go wymownym gestem dłoni. „Powiedz mi, że mamy ekstrapolacje toru lotu.”
„Mamy, sir,” potwierdził Holden, jego oczy nerwowo unikały lodowatego spojrzenia McGavina. „Jednakże, helikoptery nigdy nie powróciły do głównej siedziby ACIO, a zatem nie jesteśmy w stanie dokładnie ekstrapolować odległości.”
„Pokaż mi po prostu, co mamy.”
Holden otworzył sporych rozmiarów teczkę i wyjął trzy mapy Stanów Zjednoczonych, każda z kilkoma przerywanymi liniami rozchodzącymi się z południowej części Kalifornii ku wschodowi, lecz pod nieznacznie różnymi kątami.
McGavin przejrzał je pospiesznie. „A więc polecieli na południe Nowego Meksyku... być może jakieś sto dwadzieścia, sto pięćdziesiąt kilometrów na południe od Albuquerque–”
„Sir, nie wiemy czy już się zatrzymali, mogą kontynuować lot na wschód lub zatrzymali się w Arizonie, czy nawet w Kalifornii–”
„Wiem, że nie wiesz wielu rzeczy,” powiedział opryskliwie McGavin. „Co wskazuje ta legenda? Nie mogę odczytać tej przeklętej rzeczy; czcionka jest za mała–”
„Czerwona linia przedstawia najbardziej prawdopodobny tor lotu,” pokazał Holden.
McGavin oparł się na fotelu i przejechał dłonią po swoim ogolonym podbródku. „Ilu pasażerów mieści i jaką ma ładowność Q-Jedenaście?”
„Sześć miejsc siedzących oraz cztery i pół tony załadunku,” odpowiedział Holden, rad iż został zapytany o informacje, z którymi był obeznany.
„Po co zabieraliby tyle personelu do Nowego Meksyku, jeśli nie znaleźliby czegoś dużego?” zastanawiał się na głos McGavin.
Holden siedział w milczeniu, mając świadomość, że było to pytanie retoryczne.
McGavin wcisnął klawisz wejścia na linię telefoniczną, toteż pomieszczenie wypełnił odgłos wybierania. „Czy było coś jeszcze?” zapytał, spoglądając na Holdena.
„Nie, sir,” poinformował Holden.
„Możesz zatem odejść,” powiedział McGavin, wciskając klawisz szybkiego wybierania. Gdy Holden wychodził z biura, dało się słyszeć przerywane odgłosy wybierania numeru. Zanim zamknął za sobą drzwi, usłyszał jedynie jak McGavin mówi coś o liczbie „piętnaście”.
„Więc go znajdźcie, zaczekam,” powiedział McGavin powściągliwym głosem.
Biuro wypełniła cisza, gdy podszedł do drzwi dyskretnie ulokowanej szafki i otworzył je szybkim, lecz precyzyjnym kopnięciem. Drzwi szafki otwarły się, ukazując kilka butelek szkockiej. Nalał sobie – dość przyzwoicie – i poluźnił szeroki pasek w spodniach.
„Panie McGavin,” odezwał się głos, „namierzyliśmy Piętnastkę i podejdzie on do telefonu za moment. Dziękuję za pańską cierpliwość.”
„Nie ma za co,” odpowiedział sarkastycznie, szkocka zaczynała powoli działać.
Kończył właśnie nalewać drugiego drinka, kiedy to z głośnika dobył się głos Piętnastki. „Witaj, Darius, przepraszam że czekałeś, ale miałem spotkanie i obawiam się, że mój asystent nie wiedział, w której sali konferencyjnej przebywam. Co mogę dla ciebie zrobić?”
McGavin postawił drinka na biurku. „Dlaczego trzy Q-Jedenaście wyleciały wczoraj do Nowego Meksyku?”
„Robimy rekonesans w ramach projektu Starożytna Strzała, szukając więcej artefaktów–”
„Dlaczego trzy?”
„Poszerzyliśmy nasz obszar przeszukiwań i pomyślałem, aby spróbować poszukać w układzie na trzy zespoły.”
„I co znaleźliście?”
„O ile wiem, to nic,” odpowiedział Piętnastka. „Ale są oni tam dopiero od około osiemnastu godzin – z czego większość zeszła na sen i rozlokowywanie. Ostatnie wiadomości jakie otrzymałem są z dzisiaj rano. Osobiście przedzwonię do ciebie, jeśli cokolwiek znajdziemy.”
McGavin dokończył drinka, po czym postawił stanowczo szklankę na biurku. Jej zawartość wywołała już pożądany efekt. „Nie chcę telefonu już po fakcie. Chcę wiedzieć jakie są twoje plany... potem możesz mnie dodatkowo poinformować o faktach. Wszystko, co dostaję o tym projekcie to jakieś wymijające bzdety. Nie kupuję tego.”
„Co zatem proponujesz?”
„Chcę dokładnie wiedzieć, co się dzieje,” wykrzyknął McGavin. „Ostatni raport jaki widziałem, pokazywał artefakt doprowadzony w jakiś sposób do eksplozji. Nasze laboratorium potwierdziło, że technologia pozaziemska, ale stwierdzenie, że był to ten sam artefakt jaki pokazałeś mi w dokumentach Starożytna Strzała... to po prostu przegięcie. Sam byś chociaż to przyznał.”
Zatrzymał się, zastanawiając się czy jest sens nalać jeszcze jednego drinka. Doszedł do wniosku, że tak, a więc ponownie podszedł do szafki z trunkiem. „Wysłałeś trzy oddzielne zespoły na ten teren, a ja wciąż nie znam dokładnej lokalizacji ani planów logistycznych tej misji. Zacznijmy od tego.”
„Wiem, że chcesz usprawnić naszą komunikację, ale nie będę zatrudniał więcej personelu tylko po to, aby zajmowali się tego typu rozczulonymi elementami komunikacji. Mam tylko Li-Ching, która dwoi się i troi jak tylko może–”
„Mamy najbardziej wyrafinowany intranet na całym pieprzonym świecie, wszystko co potrzebujesz zrobić, to skopiować to na mojego maila. Nie proszę cię o osobiste dostarczenie informacji. Po prostu to skopiuj.”
„Wiesz, że nie mamy zaufania do sieci. Nie możemy kompromitować naszych projektów na protokołach komunikacyjnych, które stoją otworem dla hackerów, wywiadu i manipulacji transportowych. To nie wchodzi w rachubę.”
„Twój brak zaufania jest śmieszny,” podsumował McGavin. „Nasi ludzie od IT mówią, że jest niemożliwym zhakowanie naszego systemu–”
„Nie mam zamiaru marnować naszego cennego czasu na spieranie się w tej kwestii; Darius, po prostu nie zamierzam skompromitować naszych projektów. Wszystko da się zhakować za odpowiednią cenę oraz przy odpowiedniej motywacji i sam dobrze o tym wiesz. Jeśli chcesz dowodu, daj mi dzień, a prześlę tobie każdego maila jakiego masz w swojej skrzynce.”
McGavin ciężko i głośno westchnął. „Czyli mamy impas,” stwierdził ostrzegawczo ignorując przechwałki Piętnastki. „Co zatem z tym zrobimy?”
„Musisz mi zaufać,” zaproponował Piętnastka. „To całkiem proste. Zresztą to jedyna droga jaka będzie działać.”
„Czy mam jakiś wybór?” zapytał McGavin.
„Oczywiście.”
„Nie, nie mam,” narzekał McGavin, górę wzięła teraz szkocka. „Puszysz się swoją pieprzoną władzą nawet w proponowaniu, że muszę ci zaufać. Jesteś moim podwładnym, do jasnej cholery! To ja decyduję komu ufam, a komu nie. Dzieje się coś niecodziennego z projektem Starożytna Strzała – mówi mi to każda kość w moim ciele.”
„Darius?” wtrącił Piętnastka.
„Co?”
„Muszę iść teraz na kolejne spotkanie. Możemy dokończyć tę rozmowę jutro?”
McGavin przechylił szklankę, łykając ostatni łyk trzeciej kolejki. Pozwolił pytaniu zawisnąć w powietrzu, mając nadzieję iż wytrąci tym Piętnastkę z równowagi. „W porządku, zmęczyła mnie już ta cała rozmowa. Pamiętaj tylko, aby w pełni współpracować z Donavinem w tej sprawie.”
„Dzięki za twoją wyrozumiałość,” powiedział Piętnastka, przerywając połączenie.
„Nie ma za co,” odparł McGavin, lecz zanim skończył usłyszał sygnał przerwanego połączenia.
„Co za pieprzony dureń,” warknął, wyłączając głośnik.
Raz jeszcze spojrzał na ekstrapolacje toru lotu i zdał sobie sprawę jak niewiele informacji uzyskał od Piętnastki. Jego złość wzrosła jeszcze bardziej, gdy sobie to uświadomił. On, dyrektor Laboratoriów Projektów Specjalnych NSA, nie potrafił uzyskać nawet prostej odpowiedzi na pytanie o lokalizację miejsca poszukiwań. Nalał czwartego drinka w nadziei iż ukoi on jego frustrację. Tak się jednak nie stało.