Pierwsze Źródło nie jest manifestacją, lecz świadomością zamieszkującą całość czasu, przestrzeni, energii, i materii, jak również całość nie-czasu, nie-przestrzeni, nie-materii, i nie-energii. Jest to jedyna świadomość, która jednoczy wszystkie stany istnienia w jedno Istnienie, a Istnieniem tym jest Pierwsze Źródło. Jest to rosnąca, rozwijająca się i niewytłumaczalna świadomość, która formuje zbiorowe doświadczenie wszystkich stanów istnienia w spójny plan tworzenia, następnie rozwijania i zamieszkiwania królestw będących wynikiem kreacji, a finalnie włączania zaistniałej kreacji w Rzeczywistość Źródła – dom Pierwszego Źródła. Istnienie to przenika Wielki Wszechświat jako suma doświadczenia w czasie i nie-czasie. Zakodowało ono SIEBIE wewnątrz całości życia w postaci siły wibracyjnej, która to jest pierwotnym kodem nadającym wam właściwości jedwabistego atomu w kosmologicznej sieci.
Fragment eseju filozoficznego Komory 9 – Pierwotny Kod
WingMakers
Neruda spojrzał w dal na długi korytarz prowadzący do biura Piętnastki. Było pusto, a światła przyciemnione. Kiedy usłyszał otwierające się drzwi od windy do sunroomu, przeleciały po nim przerażające dreszcze. Instynktownie cofnął się za róg ściany na zakręcie korytarza i czekał.
Z windy wysiedli Piętnastka i Evans; Neruda wytężył słuch, aby usłyszeć ich rozmowę.
„Jesteś pewien?” zapytał Piętnastka.
„Całkowicie,” odpowiedział Evans.
„To dobrze, informuj mnie zatem o wszelkich ewentualnych zmianach. Za kilka minut mam spotkanie z Jamissonem, więc załatwię to z nim osobiście. Ty spotkaj się z Samantą.”
Piętnastka zaczął iść w kierunku drzwi od swojego biura, po czym nagle się zatrzymał. „Aha i przy okazji, kiedy będziesz dostarczał informacje zrób to sympatycznie. Postaw na swoją kwaśną minę. Ok?”
„Nie ma sprawy,” odparł Evans.
„Aha i pamiętaj,” dodał Piętnastka, „chcę żeby było to załatwione wyłącznie przez ciebie.”
„Jenkins już wie–”
„Nie, nie wie,” przerwał mu Piętnastka. „Nie wie o tym nikt poza mną i tobą i chcę, aby tak zostało. Jeśli istnieje potrzeba MRP na Jenkinsie, to zrób to. Chcę utrzymać to wyłącznie na SL-14.”
„Jak sobie życzysz,” powiedział Evans.
Evans ruszył korytarzem w kierunku Nerudy. Neruda wszedł szybko do sali konferencyjnej, uchowawszy się przed zauważeniem. Usilnie zastanawiał się nad tym, co właśnie usłyszał. Wyraźnie wdrażali oni jakiś plan dotyczący zarówno jego osoby, jak i Samanty. Żołądek Nerudy rozpoczął wewnętrzną kotłowaninę, niczym gromada motyli próbujących wzbić się w powietrze w czasie wichury. Wciąż była jeszcze wczesna godzina, dochodziła 3 nad ranem. Godzinę wcześniej wysłał Piętnastce emaila oznaczonego jako „pilne”, na którego on niezwłocznie odpowiedział, domagając się natychmiastowego spotkania w swoim biurze o 0300. W harmonogramie działań Piętnastki sen nie stał na miejscu priorytetowym. Ponadto pora snu służyła do podkreślenia wagi działania podejmowanego przez Piętnastkę.
Neruda wykonał powolny, niemalże obolały zwrot w kierunku biura Piętnastki. Drzwi były uchylone, a wnętrze jasno oświetlone. Ostrożnie zapukał w drzwi. „Dzień dobry, sir.” Nie próbował ukryć zmęczenia w głosie.
„Wejdź, Jamisson,” powiedział Piętnastka, bez spoglądania z nad terminala komputerowego. „Znajdź sobie coś do siedzenia. Zaraz do ciebie dołączę.”
Neruda przeanalizował głos Piętnastki, zwracając uwagę na wszelkie wskazówki mogące zdradzić jego nastrój. Jedyne, co wyczuł była frustracja, a jego intuicja mówiła mu, że nastrój Piętnastki nie należy teraz do łagodnych. Usiadł naprzeciwko biurka na skórzanym fotelu o drewnianych wykończeniach. Rzeźbione w drewnie poręcze przypominały mu łabędzią szyję – delikatna i giętka zarazem.
Piętnastka wcisnął klawisz, po czym wyłączył komputer. Kiedy dysk twardy kończył swoją pracę w pomieszczeniu zapanowała cisza. Przenosząc wzrok na Nerudę utkwił w nim swoje spojrzenie i oznajmił, „Wiemy.” Słowa te wypowiedział ze stanowczością wolną od wszelkich zawahań.
Neruda wyglądał na zmieszanego. Jego czoło zmarszczyło się niczym tafla jeziora naruszona przez nagły podmuch wiatru.
„Przecież wiesz, o co mi chodzi,” powiedział Piętnastka, „więc nie patrz na mnie takimi niewinnymi oczami.”
Neruda milczał, nie będąc pewien jak odpowiedzieć.
Piętnastka oparł się na fotelu, czekając z cierpliwością wędkarza na jego reakcję.
„Masz na myśli niespodziewaną wizytę Samanty?” zapytał Neruda.
Piętnastka kiwnął głową. „Wiemy, co się wydarzyło podczas tej wizyty. Wiemy, o czym rozmawialiście oraz nad czym się zastanawiasz nawet teraz o tak wczesnej godzinie.”
„Rozmawiałeś z Samantą?” zapytał Neruda, próbując brzmieć naturalnie.
„Tak.”
Piętnastka poprawił się na fotelu, przynosząc ulgę doskwierającym plecom. Końcówki jego palców złączyły się na podobieństwo belek w narożniku domu z bali; tradycyjna poza jaką przybierał przygotowując się do przedłożenia swojego punktu widzenia w temacie. „Na moje szóste urodziny, rodzice zabrali mnie do Zoo w Barcelonie, gdzie czołową atrakcją był wystawiany tam goryl. Był to weteran o imieniu Tumba – miał może jakieś dwadzieścia pięć lat – na którym spoczywało już grubo ponad dwie dekady życia jako eksponat. Ludzie bali się go z racji jego niezwykle ludzkiego zachowania, co było dokładnie tym, co przyciągało tłumy. Kiedy dotarliśmy do jego klatki – gęsto stawianych stalowych krat – opróżniał on właśnie swoje jelita. Kiedy skończył, z wyraźną rozkoszą na twarzy, obrzucił kałem przyglądających się mu tłumnie ludzi. Było to zamierzone, skrupulatnie zaplanowane zdarzenie. Na nieszczęście, część jego odchodów spadła na ubranie i włosy mojej matki.”
Neruda nachylił się nieznacznie do przodu, zaskoczony rzadko mającym miejsce wglądem w dzieciństwo Piętnastki.
„Mój ojciec wpadł w wściekłość,” kontynuował Piętnastka, uśmiechając się na wspomnienia. „Moja matka poczuła się zakłopotana. A ja... ja byłem ogromnie rozbawiony... do czasu aż ujrzałem mrożący krew w żyłach błysk w oczach mego ojca.”
Piętnastka zahaczył końcówki swoich długich, siwych włosów za uszami; jego zazwyczaj spięte razem włosy, zwisały teraz luźno. „Na protest mojej matki, ojciec zabrał nas do dyrekcji zoo, aby złożyła oficjalne zażalenie. Poszliśmy do biura dyrektora i wysłuchaliśmy dość długich przeprosin. Kiedy mój ojciec zapytał jak goryl mógł zrobić coś takiego, dyrektor wyjaśnił iż Tumba przejawia tego typu dziwne zachowania zaledwie od kilku tygodni. Personel zoo wpadł w swego rodzaju panikę, jako że ich główna atrakcja dosłownie sikała na klientów zoo i od tej pory nie mieli żadnego pomysłu jak kontrolować zachowania Tumby.
„Mój ojciec był zdolnym inżynierem, lecz nie był w stanie przekazać żadnych praktycznych wskazówek, jakich by już wcześniej nie próbowali, dyrektorowi zoo i zdezorientowanemu personelowi. Jedną z rzeczy, jaka przyszła im na myśl, było zastosowanie szyb z pleksiglasu jako środka zapobiegawczego, w nadziei iż Tumba ustąpi kiedy zauważy, że jego odchody nie docierają do zamierzonego celu. Niemniej jednak nie zaprzestał on swoich działań, stąd też zmuszeni byli do demontażu pleksiglasu z racji niemożliwego do przyjęcia wyglądu klatki. Pozostało im tylko jedno wyjście. Usunięcie eksponatu.
„Dyrektor zoo wyjaśnił, iż kontaktował się z najlepszymi ekspertami od goryli na świecie i żaden z nich nie widział mającego szansę powodzenia rozwiązania. Stąd też poczuł się on zrezygnowany i zdecydowany na ostateczność, zwłaszcza w świetle wyglądu mojej matki. Zapytałem, co się stanie z Tumbą; dyrektor wyjaśnił, że zostanie on przewieziony do nowego zoo w Afryce, bliżej jego naturalnego domu. Zoo zamierzało wymienić Tumbę na nowego goryla. Stało się dla mnie jasne, że Tumba robił po prostu to, do czego był zmuszony, aby zmienić swoje otoczenie. Zmienić swoje życie. Sprawić, aby coś się wydarzyło – tak jakby dwadzieścia pięć lat w tej samej klatce było już wystarczająco długim odcinkiem czasu tu spędzonym.”
Piętnastka zmrużył oczy i wtopił je w Nerudę. „A więc, mój przyjacielu, czy to jest to czego chcesz? Zmiana?”
Neruda próbował utrzymać kontakt wzrokowy z Piętnastką, ale po kilku chwilach musiał spojrzeć gdzieś indziej, zmagając się z odpowiedzią niczym uczeń wezwany do tablicy.
„Ja... myślę, że czynisz założenie, iż zgadzam się z konkluzjami Samanty. Nie jestem pewien, dlaczego miałbyś uważać, że–”
„Nie chodzi mi o konkluzje,” przerwał Piętnastka. „Zadałem tobie pytanie, czy chcesz doprowadzić do zmiany?” Zatrzymał się, po czym dodał, „Sądzę, że będziesz wiedział, kiedy przedstawię moje własne konkluzje.”
Neruda czuł, że zapadł się w jakiś surrealistyczny sen, którego nie był wyłącznie jedynym autorem. W jego głowie kłębiły się wszystkie wydarzenia z przeciągu trzech ostatnich dni i nic nie wywarło na nim tak silnego wrażenia jak historia, którą właśnie usłyszał. Doskonale wiedział, co Piętnastka chciał przez nią powiedzieć. Wiedział także, co Piętnastka chciał usłyszeć.
„Nie,” wyjaśnił Neruda, „nie chcę opuścić ani zmienić mojego położenia wobec ACIO. Jesteś dla mnie jak ojciec. Wiesz o tym. Nie zamierzam ujawnić tej historii mediom ani nikomu innemu.”
„Jesteś tego pewien?”
„Całkowicie,” odparł Neruda, kiwając na potwierdzenie głową, po tym jak jego słowo rozpłynęło się w ciszę.
„Piętnastka wstał i podszedł do biblioteczki. Jedynie jego dyrektorzy oraz kilka innych osób miało świadomość skarbów, jakie w niej przechowywał. Starożytne manuskrypty – z których wiele Neruda przetłumaczył osobiście – oprawione były w skromne brązowe oraz ciemnoszare obwoluty. Wziął jedną z najgrubszych ksiąg i otworzył. Kciukiem wybrał stosowną stronę, a kiedy zaczął czytać na głos, jego oczy uśmiechnęły się niczym leprechaun. „Rasa Centralna pobłogosławiona jest wsączoną w nią tożsamością Boga tak samo silnie, jak człowiek obdarzony jest tożsamością zwierzęcia poniżoną przez ego, z zawziętością dorównującą okazywaniu przez człowieka swojej niezdolności do pojmowania własnego stwórcy.”
Przewrócił kilka kartek dalej. „Nie ma bardziej zaawansowanej rasy od rasy archetypów człowieka znanej jako Rasa Centralna. Mimo, że nie ma nikogo w naszej galaktyce, kto znałby tę rasę, to ich obecność jest wszechświatowa i całe życie w obrębie naszej galaktyki przeniknięte jest ich kulturą i wizją.”
Bezgłośnie położył księgę na swoje biurko. Na jej brązowej barwy okładce widniał tytuł wypisany złotą kursywą: Kosmogonia Liminalna. „Autorem tych słów są Corteum, ale to ty wykonałeś przekład. Pamiętasz, dwadzieścia pięć lat temu, nieprawdaż?” Neruda milczał, ale kiwnął lekko głową na znak potwierdzenia. „A więc, mój drogi Jamissonie, czy chcesz zmiany?”
Neruda wzdrygnął się na zaciekłą metodę użytą przez Piętnastkę do wyciągnięcia na światło dzienne informacji, które uważał za chronione lub skrywane. Potrafił on przystawać na swoim jak nikt inny. Stanowiło to esencję jego siły. Neruda poczuł jego hipnotyczną moc przekonywania tworzącą sytuację coraz większej podatności na złamanie. Poddał się ów naciskowi i przypomniał sobie, że znajduje się właśnie na linii frontu przeciwko najwybitniejszemu umysłowi na planecie, a teraz nie była najlepsza pora, aby pozwolić sobie na wyczerpanie lub zastraszenie wiążące się z próbą z nim starcia. „Piętnastko, jak już powiedziałem wcześniej, nie dążę do żadnej zmiany. Obstajesz przy tej linii dociekań ze swoich własnych powodów, niemniej jednak zapewniam ciebie, iż twoje podejrzenia są bezpodstawne.”
„Przekonamy się,” skwitował Piętnastka. „Przekonamy się o tym wkrótce.”
„Czuję się jak ktoś, kto niechcący wmanewrował się w środek polowania na czarownice,” powiedział Neruda. „Nie zrobiłem nic niewłaściwego oprócz pomocy Samancie. To nie moja wina, że posiada ona kontakt z Rasą Centralną–”
„Być może jest to Rasa Centralna,” skorygował Piętnastka. „Ale wciąż mamy zbyt mało na to dowodów. Nazywają siebie WingMakers, jednakże nasze bazy danych nie zawierają żadnych odnośników powiązanych z tą nazwą.”
„Tak, lecz wiemy też, że zainstalowali oni szereg technologii na naszej planecie, które jasno sugerują, że są oni opiekunami genetycznymi naszego gatunku i prawdopodobnie większości życia zwierzęcego na tej planecie. Wszystko, co podkopuje tę konkluzję byłoby czystym wypieraniem się faktów. Zgodzisz się chyba ze mną?”
Wypowiedź ta sprawiła, że Piętnastka zdjął swój wzrok z Nerudy. Usiadł na fotel, dotykając palcami oprawę księgi, którą przed chwilą położył na biurko. „Jamisson, miałem plan sukcesyjny, co do twojej osoby jeszcze zanim nawet wykonałeś ten przekład. Dobrze wiesz, że od siedemnastego roku życia predysponowany byłeś na członkostwo w Grupie Labiryntu jako jej Dyrektor Projektów Specjalnych. Nie zdajesz sobie jednak sprawy, że nie na tym koniec.”
Komentarz Piętnastki sprawił, iż Neruda poczuł się jakby wirował pomiędzy płomieniami niewidzialnego ognia. Nigdy nawet nie myślał o sobie w kontekście pozycji Piętnastki. Nie wiedział nawet czy by tego chciał, nie wspominając nawet o analizie zdolności potrzebnych do pełnienia tak poważnej i złożonej funkcji. Piętnastka mógłby być niemożliwym do zastąpienia.
„Wydaje się nieprawdopodobne, co?” spytał Piętnastka, śmiejąc się.
„Nie, wydaje się niewykonalne.”
„Nie znajdujesz się w środku polowania na czarownice, jesteś w środku planu sukcesyjnego pozycjonującego ciebie jako mojego następcę.”
„Dlaczego mówisz mi o tym teraz?” zapytał Neruda, jego głos przybrał zdystansowany ton.
„Chciałem abyś wiedział, dlaczego tak szczegółowo analizuję twoje poczynania. Nie jest tak dlatego, iż jestem twoim adwersarzem. Jestem twoją przyszłością,” Piętnastka pochylił się do przodu, zrównując wzrok z Nerudą. „Potrzebuję ciebie do pracy ze mną, a nie przeciwko mnie. Czuję, że jesteś wciągany przez mitologię... lub... lub przynajmniej przez zbiór zdarzeń, które nie są dokładnie tym na co wyglądają.”
Piętnastka zatrzymał się i z powrotem oparł się na fotelu, jakby czekając na reakcję Nerudy.
„Myślę, że oczekujesz ode mnie zbyt wiele,” odparł Neruda. „Nie jestem osobą pasującą na twoje stanowisko, nie wiem jak mógłbym objąć ewentualną rolę osoby kierującej pracami nad rozwijaniem Technologii Czystej Tablicy... nie mówiąc już o ACIO. Dlaczego ja?”
„Ponieważ cię wybrałem,” odparł Piętnastka. „Musisz mi w tej kwestii po prostu zaufać.”
Neruda zdał sobie sprawę, że nie ma wyboru. Jeśli było coś, czemu ufał, to była to trafność decyzji Piętnastki. „Czy reszta Grupy Labiryntu popiera ten wybór?”
„To nasz mały sekret,” powiedział Piętnastka, mrugając okiem. „Tak naprawdę nikt o tym nie wie. Wolę żeby tak to zostało. Jednakże, biorąc pod uwagę intuicyjne zdolności tej grupy, mam świadomość, iż tak naprawdę każdy z nich to podejrzewa.”
„Czy naprawdę uważasz, że WingMakers nie są tymi, którymi wydają się być?” zapytał Neruda, mając nadzieję chwilowo przekierować rozmowę o nim samym na inny wątek.
„Zakładając, że Corteum mają rację, sądzę, że nie jest możliwym opisanie Rasy Centralnej,” Piętnastka spojrzał na księgę, po czym powiedział wyważonym, lekko przerywanym stylem. „Jednakże - my - tego - nie wiemy.”
Piętnastka oparł się odpowiednio na fotelu i opuścił prawą rękę na odcinek krzyżowy, masując wrażliwy mięsień. „Nie trać szerszej perspektywy z pola widzenia,” dodał. „Tak zwani WingMakers mogą być zdradziecką podgrupą Rasy Centralnej lub też reprezentantami syntetykowców z M51. Kto jest pewien jak jest na pewno? Nie daj się zwodzić nieznanemu, kiedy realny świat usilnie wzywa twoje talenty i zdolności. To wszystko, co chcę powiedzieć, Jamisson.”
Neruda wysłuchał uważnie. Jego umysł ochłonął już po wstępnym szoku informacyjnym Piętnastki. „Co chcesz abym zrobił?”
„Chcę abyś pozostał w projekcie i skoncentrował się na deszyfracji zawartości dysku optycznego. Mamy ponad osiem tysięcy stron informacji i jeśli czytałeś emaila od Davida to wiesz, że znaleźliśmy punkt dostępu do dysku. Informacje z tego dysku mogą być kluczowe do naszego zrozumienia technologii znalezionych w miejscu ETC. Potrzebuję jednak twojego skupienia i opieki nad projektem.”
„Co się stanie z Samantą?” zapytał Neruda.
Piętnastka przez moment stukał palcami po blacie stołu, po czym spojrzał na zegarek. „Zostaje odsunięta od projektu.”
„Całkowicie?”
„Tak.”
„Dlaczego?”
„Ponieważ stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa,” odparł Piętnastka.
„I jest elementem dystrakcyjnym dla projektu?”
„Tak.”
„Rezygnujemy z wszelkich kolejnych sesji RV, czy tak to mam rozumieć?”
„Tak.”
Neruda zebrał w sobie odwagę. „Czy pozostanie w ACIO?”
Piętnastka wykonał szybkie spojrzenie kątem oka na Nerudę. „Jak powiedziałem, stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa. I na tym poprzestańmy, mój przyjacielu.”
„Nie mogę tego tak zostawić.”
„Dlaczego?”
„Ponieważ wierzę, że jest ona najlepszym RV jakiego kiedykolwiek mieliśmy, a rasa ta – kimkolwiek oni są – jest z nią połączona w sposób, którego nikt z nas naprawdę nie rozumie. Poddanie ją radykalnemu MRP i wysłanie do... Bóg wie gdzie, jest nie tylko okrutne i bezsensowne, ale po prostu głupie.”
Neruda splótł ręce na klatce piersiowej, spojrzał na sufit i zasygnalizował swoją odrazę długim, powolnym westchnieniem. Czuł jak jego twarz zaczyna przybierać szkarłatnej barwy odcień, co wymownie świadczyło o jego niemożliwej do powstrzymania narastającej złości. Czuł się odpowiedzialny za jej usunięcie z ACIO i miał świadomość skutków radykalnego MRP oraz programu dyslokacyjnego. Mogła się ona nigdy z tego nie pozbierać.
Wstał i podszedł do lodówki Piętnastki, biorąc wodę. Potrzebował czegoś na ochłodzenie. Pomimo tego wszystkiego, co czuł do Piętnastki, wiedział, że na jego rękach spoczywało teraz stoczenie bitwy. Jego umysł intensywnie pracował nad strategią mającą na celu odzyskanie dobrego imienia Samanty. „Obawiasz się, że wpłynie ona na mnie w niepożądany sposób?”
„Jedyne czego się obawiam, to że podążysz jej tropem zapomnienia.”
Neruda zatrzymał się, aby wziąć głęboki oddech zanim odpowie na komentarz Piętnastki. „Czy mówisz, że Samanta zostanie zabita?”
„Nie.”
„A więc co masz dokładnie na myśli?” Neruda wrócił na swój fotel.
„Zapomnienie to tylko metafora,” wyjaśnił Piętnastka. „Nie jest ona już częścią ACIO i nie mogę pozwolić sobie na stracenie twoich zdolności, Jamisson. To proste. Masz świadomość znaczenia naszej pracy. Nie muszę ci wyjaśniać jak ważną osobą jesteś w naszych planach. Potrzebujemy abyś był precyzyjny i skupiony. Ścieżka, którą wybrała Samanta, mimo że niefortunna, nie musi wpłynąć na ciebie. Ona jest młoda i łatwowierna, stąd niezdolna do kontroli swoich własnych interesów. To wszystko, co mam do powiedzenia.”
„Nie powinniśmy tego robić...” powiedział Neruda.
„Musimy to zrobić,” oświadczył Piętnastka, z dziwnym przekonaniem w głosie. „Zapewniam cię Jamisson, że decyzja ta jest nieodwracalna, więc nie trać mojego czasu na tę rozmowę.”
„Kto ma przeprowadzić MRP?”
„David,” odparł Piętnastka. „Evans będzie mu asystował.”
„Kiedy?”
Piętnastka spojrzał na zegarek. „Za godzinę czy coś koło tego.”
Neruda westchnął. „Czy mogę porozmawiać z nią przed MRP?”
„W jakim celu?”
„Posiada ona informacje, które mogą mieć kluczowe znaczenie dla naszego zrozumienia celu miejsca ETC i jego technologii. Chciałbym dowiedzieć się od niej możliwie dużo zanim będzie za późno.”
„Jak już powiedziałem, rozmawialiśmy z nią. Wiemy to, co ona wie.”
„Mogła nie powiedzieć wam wszystkiego.”
Piętnastka podniósł telefon i wybrał numer. „David, wysyłam Jamissona na górę. Powiedz Evansowi, że chciałbym aby Jamisson miał czas na rozmowę z Samantą przed MRP.” Piętnastka położył dłoń na telefonie i wyszeptał do Nerudy. „Jak myślisz ile czasu będziesz potrzebował?”
„Dwadzieścia minut?” Neruda wzruszył z rezygnacją ramionami.
„Jamisson potrzebuje jakieś dwadzieścia minut,” powiedział Piętnastka. Kiwnął głową słuchając czegoś, co powiedział David.
„Ok, poślę go zaraz na górę.” Piętnastka położył spokojnie telefon na swoje miejsce. „Przyszedł właśnie Evans z Samantą. Powinieneś już iść.”
„Czy potrzebuję twojego zezwolenia, aby przeprowadzić tę rozmowę na osobności?”
„Dlaczego na osobności?”
„Jeśli będzie przy tym Evans to pozostanie zamknięta w sobie,” wyjaśnił Neruda. „Posiada ona wglądy, których potrzebujemy i jeśli nie zdobędziemy ich teraz, to nigdy ich już nie zdobędziemy.” Neruda wstał zdecydowanie jakby Piętnastka nie miał innego wyboru.
„Przedzwonię do Evansa.”
„Dzięki.”
Piętnastka wyszedł zza biurka i wyciągnął rękę. „Czy osiągnęliśmy porozumienie?”
„Tak,” odparł Neruda, potrząsając dłonią w uścisku, jakby dobiegła właśnie końca skomplikowana transakcja.
„Aha,” dodał Piętnastka, „jedyne, przy czym obstaje, to aby rozmowa z Samantą została nagrana. Rozumiemy się?”
„Przypuszczałem, że tak będzie. Nie chcę po prostu, aby Evans był wtedy w pomieszczeniu.”
Piętnastka kiwnął twierdząco głową i odprowadził Nerudę do drzwi, klepiąc go po ramieniu tak jak ojciec własnego syna. „Wiedz jednak, że nie zamierzam zbyt wcześnie odejść na emeryturę.”
Neruda zaśmiał się. „To dobrze, gdyż nie będę na to gotów przez jakieś dwadzieścia pięć najbliższych lat.”
Piętnastka uśmiechnął się porozumiewawczo. „Jesteś bardziej gotów niż myślisz.”
Ponownie uścisnęli dłonie, po czym Neruda wyszedł, zdecydowanie zamykając za sobą drzwi biura. W czasie drogi do laboratorium MRP umysł Nerudy skupił się na Samancie niczym wiązka lasera. Musiał jej jakoś pomóc, ale nie miał pomysłu jak mógłby to zrobić bez sprzeciwiania się wszystkiemu, co właśnie uzgodnił z Piętnastką. Coś mu mówiło, że właśnie przesypia czas snu na zbliżający się dzień.
* * * *
Kiedy Neruda dotarł do laboratorium MRP, Evans spojrzał na niego podejrzliwie. „Szukasz Samanty?”
Neruda spokojnie przytaknął głową.
„Jest tutaj,” powiedział Evans, wskazując ołówkiem na zamknięte drzwi. Neruda zerknął na monitory ochrony i znalazł ten, na którym widoczny był niewyraźny obraz Samanty siedzącej obok stołu, podpierającej głowę rękoma. Wpatrywała się w pudełko białych chusteczek.
„Masz dwadzieścia minut,” przypomniał Evans, uruchamiając stoper na swoim zegarku.
Neruda otworzył drzwi tak cicho jak tylko potrafił to zrobić. Samanta siedziała w bez ruchu. Nieprzerwanie wpatrywała się w jeden punkt, tak jakby straciła zainteresowanie czymkolwiek, co miało się wydarzyć w świecie zewnętrznym.
Neruda położył dłoń na jej ramieniu i pocałował ją w policzek. Poczuł słony smak na jej policzkach. „Przepraszam Samanto.”
„Za co?”
Neruda przysunął krzesło i usiadł. Nie był pewien jak odpowiedzieć na jej pytanie, lecz poczuł ulgę usłyszawszy jej głos. „Jesteś cała?”
Podniosła głowę i spojrzała na niego. Jej oczy były spuchnięte i czerwone, a włosy poczochrane niczym spaghetti. „Nie jestem pewna, jaka jestem. Czuję się jak pieprzone jagnię prowadzone na rzeź, więc, nie jestem cała. Czuję się prawie jak gówno. Nie, całkowicie jak gówno. Totalnie zgnojona, tak właśnie się czuję. Dzięki, że zapytałeś. A czy ty cholera jesteś cały?”
Neruda oparł się o oparcie krzesła. Przypomniał sobie, że nigdy nie widział Samanty w złości. Była to nowa strona Samanty, której nigdy wcześniej nie musiał się nawet spodziewać. Wyobraził sobie Evansa z uśmieszkiem na twarzy w pomieszczeniu obok. „Myślę, że twoje opisy równie dobrze pasują do mojego stanu.”
„Pełnisz teraz rolę duchownego? Jesteś tu by udzielić mi ostatnie namaszczenie?”
„Nikt tutaj nie umrze,” powiedział stanowczo Neruda. „Poprosiłem Piętnastkę czy mógłbym dostać dwadzieścia minut na rozmowę z tobą–”
„Nie, chcesz wydobyć ostatnie fragmenty informacji z mojego mózgu zanim stanę się rośliną. O to chodzi, czyż nie tak?”
Neruda spojrzał w dół na swoje ręce ułożone na blacie stołu. Samanta odwróciła się z powrotem i podparła głowę rękoma. Wyglądała na tak samo wyczerpaną jak się czuła.
„Samanto, masz rację, ale nie mam innego wyjścia. Jeśli mógłbym kiwnąć magiczną różdżką i uwolnić cię z tej sytuacji, zrobiłbym to bez wahania. Ale nie mogę. Jedyne, co mogę zrobić to zabezpieczyć część twoich wspomnień, które mogą pomóc temu projektowi.”
„W takim razie powiedz mi,” zapytała, „jak wygląda dyspozycja wobec mej osoby po MRP? Zostanę odeskortowana z ACIO do Timbuktu, czy może wrócę na moje dawne miejsce jako RV nieświadomy Projektu Starożytna Strzała? No jak? I bądź ze mną szczery.”
„Nie wiem gdzie zostaniesz zabrana...” Neruda ciężko westchnął. „Ale nie powrócisz do ACIO.”
„Dzięki,” wyszeptała.
„Co?”
„Dzięki.”
„Za co?”
„Za bycie ze mną szczerym.”
„Bardzo chciałbym móc zrobić więcej,” ponownie położył swoją dłoń na jej ramieniu.
„Co stanie się z moją rodziną? Czy będę ich pamiętała? Czy będę mogła ponownie ich zobaczyć?”
„Nie wiem,” przyznał Neruda. „Nie przekazano mi informacji na temat głębokości wykonania procedury.”
„To by było najgorsze – nie móc ponownie zobaczyć mojej rodziny. Możesz upewnić się, że tego nie zrobią?”
„Masz moje słowo, że postaram się o to najlepiej jak będę potrafił.”
Neruda zdjął swoją dłoń i pozostał w milczeniu przez kilka sekund, zbierając myśli. „Samanto, mam tylko piętnaście minut. Muszę wiedzieć czy jest coś, o czym jeszcze mi nie powiedziałaś, a co mogłoby pomóc w zdekodowaniu zawartości miejsca ETC. Przychodzi ci coś do głowy?”
„Czy nagrywasz naszą rozmowę?”
Neruda kiwnął twierdząco głową.
„Masz ze sobą ołówek i papier?” poczyniła sarkastyczny komentarz.
Neruda kiwnął ponownie głową i uśmiechnął się.
„Co byś zrobił będąc na moim miejscu?”
„Starałbym się stąd wyjść do resztek tchu w płucach. Opierałbym się do czasu, aż zostałbym zmuszony do poddania się. Nigdy nie dałbym im nic, co mogliby wykorzystać. I przekląłbym ich tak solidnie, że nie nigdy nie byliby w stanie spojrzeć na siebie w lustro bez poczucia winy.”
„Mówisz teraz ze szczerością w formie artystycznej, nieprawdaż?” prychnęła Samanta. „Jesteś pewien, że to nagrywają?”
Neruda kiwnął twierdzącą głową, a na jego policzkach pojawił się uśmiech. Wiedział, że jego wypowiedź była trochę samochwalcza, ale w gruncie rzeczy, była ona prawdą. „Przesadzam, ale na pewno nie pozwoliłbym im odebrać mojej pamięci bez walki.”
„Jak mam z nimi walczyć?” wyszeptała, nachylając się nieco bliżej do Nerudy.
„Nie chcę ci robić złudnych nadziei. Nic nie mogę zrobić, aby doprowadzić do zmiany tej decyzji. Jeśli jest coś, o czym wiesz i uważasz, że mogłoby to być wartościowe dla naszego rozumowania, to najlepszą rzeczą, jaką mogę zrobić jest użycie tego jako karty przetargowej pomagającej tobie w ewentualnych negocjacjach. Ale najpierw musisz powiedzieć mi o tym.”
„A więc, powiem ci coś, co ma istotne znaczenie dla projektu, a czego do tej pory nie wiesz. Ty przekażesz to Piętnastce. Piętnastka powie, wow, jakie świetne informacje! Zachowajmy ją przy projekcie – nie, awansujmy ją do SL-10. Czy to właśnie próbujesz mi zasugerować?” Mówiąc to podniosła głos i zaostrzyła ton; z każdego jej słowa emanował cynizm. Pierwszy raz Neruda mógł naprawdę w pełni wczuć się w beznadziejność jej sytuacji. Była prawie 4 rano. Oboje byli zmęczeni. Samanta czuła jak powoli opada z sił jak ktoś, kto wpadł w ruchome piaski bez liny. W Nerudzie zaczęła narastać wewnętrzna złość oraz frustracja i nie wiedział jak to powstrzymać. Jego serce waliło niczym bęben plemienny.
„Zrobiłbym wszystko, co w mojej mocy, aby uzdrowić zaistniałą sytuację między tobą a Piętnastką, ale nie wiem jak mogę to zrobić. Jego umysł zamknięty jest na wszelkie zmiany w tej sprawie. Proszę, Samanto, jeśli jest cokolwiek, co wiesz, że mogłoby być użyteczne dla tego projektu, to powiedz mi o tym.”
„Nie jestem już członkiem klubu, mam więc mam ich wszystkich w dupie. To właśnie teraz czuję.”
„To wszystko?”
„Myślę, że mówiąc mam ich wszystkich w dupie, wystarczająco jasno się wyraziłam.” powiedziała.
„Posłuchaj, Samanto, chcę ci pomóc, ale musisz mi dać jakiś punkt zaczepienia–”
„Mogę ci powiedzieć, że tak czy owak nie byłbyś przydatny dla ACIO.”
Neruda spojrzał na zegarek. Wiedział, że jego czas z Samantą nieubłaganie zmierza ku końcowi. „Kto zatem byłby przydatny?”
„Posłuchaj, jestem wdzięczna za wszystko, co próbujesz dla mnie zrobić. Naprawdę. Ale wszystko to zmierza ku wydarzeniu się dokładnie w taki sposób jak zostało zamierzone. Czy naprawdę myślisz, że Piętnastka, lub ktokolwiek inny powiązany z tą sprawą, może zmienić jej przebieg? Mogłabym powiedzieć ci wszystko, co wiem i nie zmieniłoby to kompletnie nic. Sprawa ta jest ogromna i wydarzy się ona dokładnie tak jak zostało to zaplanowane miliardy lat wcześniej.”
Samanta podniosła głowę i oparła się o oparcie krzesła, wpatrując się w sufit. „Siły, które to orkiestrują nie są ludzkie czy nawet pozaziemskie. Są starożytne, pierwotne, fundamentalne... są prawdziwą esencją życia samego w sobie. Siły te znajdują się w naszym wnętrzu od samych początków. ACIO ośmiesza samo siebie, jeśli myśli, że może cokolwiek ukryć przed WingMakers, lub zachwiać wypełnianie się ich planu. Jest za późno. Wydarzyło się coś tysiąc dwieście lat temu, co wprawiło to wszystko w ruch i nic tego nie zatrzyma.”
Obróciła głowę i spojrzał na Nerudę. „Nic.”
Słysząc metaliczną barwę jej głosu, Neruda spojrzał w jej oczy. Tylna część jego szyi pokryła się gęsią skórką, a ciało przeszyły dreszcze.
Była w transie i miał dziwne odczucie, że nie rozmawia już teraz z Samantą. „Kim jesteś?” zapytał Neruda.
Ktoś lub coś wpatrywało się w niego przez oczy Samanty. „Wasza technologia was zawiedzie,” jej usta poruszyły się niewyraźnie. „Bazuje ona na waszej mijającej się z rzeczywistością fizyce oraz na waszym ograniczonym pojmowaniu kosmologicznej jedności. Technologia ta was zawiedzie, zapamiętajcie nasze słowa.”
Neruda wyczuwał potężną, budzącą respekt obecność. Jego skóra ścierpła, kiedy całe pomieszczenie przeniknęła potężna energia elektryczna, unosząca każdy włos na jego ciele.
Istota używająca ciała Samanty kontynuowała, jej usta poruszały się niemalże niezauważalnie. „To czego szukacie, to co sądzicie iż musicie zdobyć, jest niczym innym jak perfekcyjnym elementem, który nosicie w swoim wnętrzu. I mimo, że ów perfekcyjny aspekt was samych jest niewidoczny dla waszych zmysłów, to jest on jedyną częścią was, którą postrzegamy. Wasze zwierzęce ciało i prymitywny ludzki umysł są niemalże nie rejestrowane przez nasze zmysły. Widzimy jedynie wasz rdzeń, waszą świadomość absolutną. Wam również udało się przelotnie ujrzeć ten rdzeń, lecz ujrzeliście go poprzez soczewki technologii, a nie poprzez organiczne, naturalne przebudzenie. Z tego powodu zostaliście wprowadzeni w błąd. Wasza technologia jest wadliwa i nie ma wątpliwości, że was zawiedzie.”
Głos zatrzymał się, a Neruda zmagał się z myślami, co powiedzieć. Nie chciał – czymkolwiek to było – aby odeszło. Czuł, że mogłoby odpowiedzieć na każde pytanie, jakie mógłby sobie wyobrazić. „Czego oczekujecie?” zdecydował się zapytać.
„Pragniemy twojego przebudzenia. Tylko tego chcemy.”
„Jak?”
„Pytaniem nie jest jak, lecz kiedy.”
„A więc kiedy?”
„Wkrótce.”
„Wkrótce w sensie kilku dni, tygodni, miesięcy, lat...”
„Wkrótce w sensie kilku minut.”
Głos Samanty zszedł niemalże do szeptu. Neruda wyobraził sobie Evansa ustawiającego głośność na konsoli nasłuchowej. Spojrzał w jej oczy, ale nie wyczuł żadnego przebłysku jej obecności, tak jakby psychicznie opuściła pomieszczenie. Jej głowa kontynuowała specyficzny przekaz, wpatrując się w jego oczy, podczas gdy reszta ciała opierała się o oparcie krzesła. Poza oczami, reszta jej ciała było słaba i bez życia.
„Podejdź bliżej zanim odejdziemy,” odezwał się głos, niemalże niesłyszalnym szeptem.
Nachylił się do przodu.
„Bliżej. Przyłóż swoje ucho do jej ust.”
Neruda nachylił się, przykładając prawe ucho bezpośrednio do jej ust. Zamknął oczy, skupiając całą swoją uwagę na słowach dobywających się z ust Samanty.
„Przybywamy z najbardziej centralnego punktu istnienia. Miejsce to pojawia się w waszej mitologii, aczkolwiek my nie jesteśmy mitem. Jesteśmy najstarszymi reprezentantami waszego gatunku, tak starożytnymi, iż wasze umysły zapomniały o nas. Nasza obecność jest ponownie ustanawiana w waszej rasie, tak, abyście mogli ponownie zapoznać się z waszą przyszłością.
„Nerudo, umieściliśmy w twoim wnętrzu kod, który ulega aktywacji przez dwa słowa: Suwerenna Całość. Od tej chwili przebudziłeś się do naszej misji i będziesz ją wspierał mimo, że nie rozumiesz jej znaczenia. Kod został właśnie aktywowany i uległeś przebudzeniu. Musisz odejść. Musisz odnaleźć dziewczynę o imieniu Lea. Znajdziesz ją poprzez jej matkę, Sarę. Teraz musisz już odejść. Nie martw się o Samantę. Znajduje się ona pod naszą opieką, tak samo jak i ty. Idź i zabierz ten sekret ze sobą.”
Nagle otwarły się drzwi i wszedł Evans, jego podejrzliwe oczy rozglądały się nerwowo wokoło. „Co jest grane?” zapytał.
Neruda wyprostował z roztargnieniem głowę i odpowiedział bez wahania. „Samanta potrzebuje trochę wody. Nie czuje się zbyt dobrze.”
Evans wyszedł i po chwili wrócił z butelką wody. „To moja, ale może się napić.”
„Dzięki,” powiedział Neruda, podając ją Samancie, która właśnie powróciła, stąd znajdowała się w stanie dezorientacji i zamroczenia. Napiła się wody, po czym zaczęła kaszleć. Neruda chciał podnieść ją jak dziecko i ułożyć na łóżku, lecz wiedział, że były wobec niej inne plany.
„Wszystko z nią w porządku?” spytał Evans.
„Zaraz się pozbiera, daj jej po prostu kilka minut.”
„Piętnastka chciał się z tobą zobaczyć zanim wyjdziesz,” poinformował Evans, sugerując, że już pora, aby skończył spotkanie.
Neruda wiedział, że Piętnastka oglądał jego spotkanie z Samantą poprzez zamknięty kanał wideo. Mógł chcieć wyciągnąć od niego to, co zostało mu wyszeptane w ostatnich minutach spotkania. Nieznajomość sekretu jak nic innego wytrącała Piętnastkę z równowagi.
Neruda zauważył w sobie osobliwą zmianę wewnętrzną. Czuł się jakoś bardziej śmiało. Wiedział, że coś się w nim zmieniło, mimo że nie potrafił określić, co dokładnie. Wypełniało go intensywne uczucie, iż postępuje prawidłowo, czy też, że znajduje się po właściwej stronie. W pewnej chwili doznał silnego przeświadczenia, że w naturalny sposób wie, co musi zrobić, mimo że nie wiedział, czym to jest. Zerknął na Evansa i spojrzał w jego oczy. „Dobrze o nią zadbaj.”
Evans kiwnął głową i pozostał w milczeniu, próbując wyglądać na spokojnego. Neruda nachyli się, pocałował Samantę w policzek, po czym szepnął jej do ucha. „Będzie dobrze. Kocham cię.” Dotknął palcem jej policzek tak czule jak tylko potrafił to zrobić. Poczuł nową energię przepływającą przez jego ciało, która to powodowała drżenie jego dłoni.
Samanta uśmiechnęła się. Była zrelaksowana, a zawziętość i złość, które opanowały ją wcześniej wydawały się już nieobecne. Uformowała ciche słowa, które wypłynęły z jej ust. „Też ciebie kocham.”
Neruda odwrócił się do Evansa. „Jak już powiedziałem, dobrze o nią zadbaj.”
„Nie martw się,” zapewnił Evans. „Lepiej już idź.”
Neruda raz jeszcze spojrzał na Samantę, po czym odwrócił się i wyszedł. Doznał nie dającego mu spokoju uczucia, iż minie długi czas zanim ponownie ją zobaczy – jeśli w ogóle. Zastanawiał się, co może ją spotkać w jej nowym świecie. Przeniknęły go podobne myśli, co do swojej własnej osoby.
* * * *
„Wejdź, Jamisson,” powiedział Piętnastka. „Prawdopodobnie napiłbyś się teraz kawy.”
„Zrobiłeś kawy?” zapytał Neruda, z nie dowierzeniem w głosie.
„Miałeś ciężką noc,” powiedział Piętnastka ignorując pytanie Nerudy i nalewając filiżankę mocnej, czarnej kawy. „Powiedz mi jak poszło?”
„Obserwowałeś?”
„Tak.”
„A więc słyszałeś,” zaznaczył Neruda. „Nie ma zbyt wiele do dodania.”
„Dlaczego nie przejdziesz do momentu, w którym nie mogłem słyszeć?” zapytał Piętnastka, podając Nerudzie filiżankę gorącej kawy.
„Nie czuła się zbyt dobrze,” zaczął Neruda, „próbowałem jej pomóc–”
„Nie wchodź na tę ścieżkę. Jeśli to zrobisz, będziesz tego żałował.”
Neruda zrównał oczy z Piętnastką i po raz pierwszy poczuł swoją z nim równość. Był wolny od strachu i wiedział, że Piętnastka to wyczuł. „Czego oczekujesz?” zapytał Neruda z frustracją w głosie. „Jeśli masz coś konkretnego na myśli, to zaoszczędzimy oboje mnóstwo czasu, jeśli mi po prostu o tym powiesz, tak abym mógł powiedzieć to, co chcesz usłyszeć. Jestem już zmęczony twoimi podejrzeniami.”
Piętnastka spojrzał na niego wzrokiem człowieka, którego długoletni przyjaciel nagle staje się adwersarzem. Neruda poczuł jak go skanuje wyczuwając lawinę emocji napierającą na jego serce. Wziął duży łyk kawy i zebrał myśli, mając świadomość, że Piętnastka mógł zaraz nie wytrzymać jego zuchwalstwa.
„Sądząc po tej krótkiej rozmowie, stopień twojej zmiany jest raczej radykalny,” skomentował Piętnastka. „Masz pewność, że jesteś gotów na tego konsekwencje?”
„Być może bardziej, niż ty jesteś gotów na to, co ja mam powiedzieć.”
„Pozostańmy uprzejmi, Jamisson. Nie chcesz mojego gniewu, zapewniam cię. Po prostu powiedz mi, co ci przekazała. To jest ostatni raz, kiedy o to proszę.”
Neruda wiedział, że jego groźba była prawdziwa. Istniały technologie, które Piętnastka mógł użyć – w skrajnych okolicznościach – do wydobycia sektorów pamięci z niechętnego lub uległego amnezji źródła. Było to nieprzyjemne inwazyjne i potencjalnie szkodliwe doświadczenie. Neruda nigdy nie musiał się temu poddawać, ale wszyscy w Grupie Labiryntu mieli pełną świadomość istnienia takiej procedury i bali się jej zastosowania. Skutki uboczne po takim zabiegu często były opisywane jako „skrajna paranoja” nie reagująca na uśmierzające działanie leków lub terapię.
„Słyszałeś, co powiedziała,” powtórzył Neruda. „Nasza technologia nas zawiedzie. Powiedziała, że plan WingMakers–”
„Stop! Dobrze wiesz, do cholery, że nie pytałem o to, co powiedziała ona! Chodzi mi o słowa istoty, która przejęła jej ciało w ostatnich czterech minutach rozmowy. Nie pamiętasz? Istoty, która określiła siebie jako 'my'.”
Piętnastka wysunął panel kontrolny komputera i przekręcił monitor tak, aby Neruda mógł ujrzeć ekran. Na ekranie pojawił się obraz wideo, na którym Neruda przysunął swoją głowę do twarzy Samanty. „Ustawiwszy nawet na cały głos, nie jestem w stanie dociec, co ta istota powiedziała, a że zasłaniasz obraz, nie możemy czytać z ruchu ust. Stąd zrozum powody moich podejrzeń, jak i ich narastanie w następstwie twojego wyraźnego uchylania się od odpowiedzi. Po prostu powiedz mi prawdę. To wszystko, czego od ciebie chcę, potem możesz wrócić do domu i odpocząć. Sądzę, że wszystkim nam przyda się trochę więcej snu.”
„Nie wiem, kim była ta istota. Powtórzyła to, co powiedziała już wcześniej, że nasza technologia nas zawiedzie. Że ich plan weźmie górę. I tym podobne słowa. Zanim zdążyła skończyć, przerwał nam Evans. To wszystko.”
Neruda wziął kolejnego łyka kawy, dobrze zdając sobie sprawę, że Piętnastka analizował język jego ciała.
„Dlaczego twoja ręka się trzęsie?” zapytał Piętnastka.
„Energia tej istoty czy też bytu była niespotykana. Pole elektromagnetyczne w pomieszczeniu musiało wyjść poza skalę, pomimo ekranowania. Wciąż znajduję się pod jego działaniem.”
Neruda poprawił się na fotelu. „Posłuchaj, przepraszam, że brzmiałem na wkurzonego, ale naprawdę zależy mi na Samancie i myślenie o tym, że jej umysł jest właśnie wymazywany... to... to po prostu wzbudza we mnie złość. Potem wszystkie te podejrzenia z twojej strony nie były jakimś specjalnym czynnikiem łagodzącym mój stan umysłu. Potrzebuję trochę czasu, żeby sobie z tym wszystkim poradzić.”
„Może kilka dni wolnego – zaczynając od zaraz,” zasugerował Piętnastka.
„Nie, jest teraz zbyt wiele do zrobienia w kwestii postępów poczynionych ostatniej nocy przez Davida. Chcę się tym zająć niezwłocznie.”
„W porządku. Być może jestem trochę zbyt zaciekły w tej sprawie,” powiedział Piętnastka. „Przyjmij moje przeprosiny. Ale na przyszłość, bądź trochę bardziej przystępny. Ufaj mi. Sprawdziło się to w przypadku twojego ojca.”
Neruda postawił filiżankę do kawy na stole obok fotela, odsunął się do tyłu i równie szybko wstał. Zamroczyło go w głowie z racji nagłej zmiany przepływu krwi, stąd prawą ręką ustabilizował równowagę. „Doceniam twój ogląd sprawy i wezmę pod uwagę twoją radę.”
„Którą?”
„To znaczy?”
„Którą część mojej rady weźmiesz pod uwagę?” zapytał Piętnastka, wyraźnym i klarownym tonem.
„Tę dotyczącą zaufania. Bycia bardziej przystępnym.”
„To dobrze,” podkreślił Piętnastka. „Ale rozważ także jeszcze jedną – tę dotyczącą wzięcia sobie trochę wolnego. Być może jest to właśnie to, czego potrzebujesz.”
Piętnastka odwrócił monitor na początkową pozycję, po czym wcisnął kilka klawiszy na klawiaturze. „Życzę miłego dnia, Jamisson. Poinformuj mnie, gdy tylko uda ci się cokolwiek odszyfrować. Przez cały dzień będę na miejscu.”
„Zrobię tak, sir” powiedział Neruda. „Jeszcze jedna sprawa. Cokolwiek stanie się z Samantą, potrzebuję twego zapewnienia, że po tym wszystkim będzie mogła skontaktować się ze swoją rodziną.”
„Słyszałem twój komentarz w czasie nagrania wideo. Masz moje słowo.”
„Dzięki,” powiedział Neruda. Podszedł do drzwi, sięgnął do klamki, po czym odwrócił się. „Dlaczego żywisz wobec mnie tak silne podejrzenia?”
„Żywię podejrzenia wobec każdego. Ty jesteś moim najaktualniejszym celem z racji okoliczności towarzyszących twoim interakcjom z Samantą. Jest oczywiste, że znajduje się ona pod kontrolą sił, które nie są przyjazne naszemu dążeniu. Wiem jak łatwo jest ulec siłom zmiany. Zwłaszcza, kiedy zmiana pochodzi od siły takiej jak Rasa Centralna.”
„Zatem sądzisz, iż miejsce ETC jest ich dziełem?”
„Jest to najrozsądniejsza z hipotez. Ale pamiętaj, Jamisson, Rasa Centralna czy nie, to wciąż są oni ludźmi. Starsi od nas wiekiem być może o miliardy lat, ale nie koniecznie mądrzejsi. Pamiętaj o tym.”
Neruda kiwnął głową. „Czyli doświadczenie nie ma zbyt dużego znaczenia?”
„Wręcz przeciwnie, jest ono cholernie ważne, ale ważne są także pomysłowość i pasja oraz setka innych rzeczy. Nikt nie zna tej rasy. Spotkaliśmy rasy pozaziemskie bardziej starożytne od naszej własnej i czy są oni tak bardzo od nas mądrzejsi? Mają po prostu bardziej rozwinięty system mózgowy lub zdolność asemblacji danych, ale czy ich decyzje są nieomylne? Nie!”
Piętnastka wstał i zdjął sweter z oparcia fotela, zakładając go na ramiona niczym plecak. „Nie możemy sobie pozwolić na poleganie na kimkolwiek w kwestii naszego bezpieczeństwa. Pozwól, że ci przypomnę, iż Corteum, dysponujący systemem mózgowym dwukrotnie przewyższającym nasz własny, żyją teraz na swojej ojczystej planecie w podziemnych miastach, z powodu samozagłady. Nie jest to tylko kwestia inteligencji i doświadczenia. To kwestia orkiestracji setek zmiennych ku pojedynczemu celowi. To właśnie robimy. I robimy to lepiej niż jakakolwiek inna organizacja na tej planecie. Nie możemy sobie pozwolić, aby nasi czołowi ludzie poddawali się zauroczeniu, iż Rasa Centralna jest naszym wybawcą. My będziemy swoim własnym wybawcą. Nie sądzę, aby istniało jakiekolwiek inne wyjście.”
Zatrzymał się na moment na odgłos komputera informującego go o nadejściu nowego maila. „Jeśli Samanta znajduje się w jakiś sposób w kontakcie z Rasą Centralną, a istota, która prowadziła przez nią rozmowę była faktycznie reprezentantem Rasy Centralnej, czy też WingMakers, jak siebie nazwali, to wydaje się, że są oni przekonani o naszym niepowodzeniu. Skąd mogliby o tym wiedzieć? Zadaj sobie po prostu to pytanie, Jamisson. Skąd mogliby to wiedzieć?”
Neruda wzruszył ramionami.
Piętnastka sięgnął po swoją aktówkę i zamknął ją na zatrzaski. „Cała koncepcja życia przed powstaniem Ziemi – mówiąca, że mieszkańcy planety zostali na niej umieszczeni przez mistrzów genetyki, którzy w istocie są nami samymi, tyle że rozwiniętymi o miliardy lat w przód – może faktycznie być autentyczna. Ale czy nie wydaje się dziwnym, że polegaliby oni na młodym RV, aby wyszeptać coś do twojego ucha w celu przekonania nas o perfekcji ich planu i nieskuteczności naszego własnego? Pomyśl o tym następnym razem, kiedy poczujesz ich wpływ na swoją świadomość. Może zależeć od tego twoje życie.”
Neruda czuł uwodzącą strategię Piętnastki. Sadzonkę siejącą zwątpienie. Tkanie subtelnych pogróżek. Spodziewanie się, iż jego starannie dobrany następca cofnie się do szeregu na swoje miejsce. Neruda potrafił się wczuć w tok rozumowania, zgodnie z którym Piętnastka wierzył w powodzenie swojej strategii, tyle że tym razem coś we wnętrzu Nerudy było już jakby odmienione. Otaczała go inteligentna, stanowcza i stabilna niczym granit świadomość, rozpościerająca wokół niego tarczę nieprzekupności.
„Wyjdę razem z tobą,” powiedział Piętnastka, kierując się w stronę drzwi.
„Zajrzę do laboratorium i zobaczę czy zastanę Davida,” poinformował Neruda. „Chciałbym niezwłocznie obejrzeć wyniki jego pracy. Poza tym, kawa dodała mi energii. Nie potrafiłbym teraz zasnąć nawet jeślibym próbował.”
„Wrócę około jedenastej. Poinformuj mnie wtedy o ewentualnych postępach.”
„Tak zrobię. Dobranoc,” dodał Neruda.
„Dobranoc.”
Neruda ruszył wzdłuż korytarza, w przeciwnym kierunku do tego, którym udał się Piętnastka. Zauważył jak doskonale synchronizują się odgłosy ich kroków, do czasu aż słyszał już tylko swoje własne. Jego uwaga przeniosła się na obraz Samanty leżącej w laboratorium MRP, gdzie jej wspomnienia zostały wymazane z chirurgiczną precyzją.
Wspomnienia całych osiemnastu dni życia. Wspomnienia niepodobne do żadnych innych na planecie.
Kiedy wezwał windę do laboratorium, powtarzał w myślach słowa: Suwerenna Całość, raz po raz niczym generator perfekcyjnie dostrojony do swojego źródła energii. Za każdym razem kiedy słowa te przenikały jego umysł, odczuwał siłę napędową, coś wewnątrz prowadzące go ku przeznaczeniu, o którym nie wiedział nic, poza tym że wiązało się ono z dziewczyną o imieniu Lea. Nie potrafił sobie na razie wyobrazić, w jaki sposób mógłby kiedykolwiek opuścić ACIO, aby ją odnaleźć. W jaki sposób wszystko to miałoby się wydarzyć?
Uśmiechnął się przypomniawszy sobie opowieść z dzieciństwa Piętnastki. Być może Piętnastka posiadał większe zdolności przewidywania przyszłości niż sam o tym wiedział.