Słuchanie
Nasłuchuję dźwięku poza dźwiękiem
zwiastującego nocną krainę moich snów,
otwierającego komnaty przedwiecznego światła
tak starożytnego, że aż tłoczno w nich od prawdy.
Nasłuchuję dźwięku poza nami,
który zmierza po niewidzialnej drabinie kręgosłupa ku orfickiej bibliotece.
Tam, gdzie buntownicze księgi rozkoszują się nieustającym światłem.
Wydrukowane w szarości, drobne słowa z głębią ruchomych piasków
dobrane z taką dokładnością, iż oddają ducha duszy, i Boga,
odwrócony teleskop skierowany na siebie samego
śniący nas przebudzonych.
Nigdy nie kwitnące myśli otaczają mnie
niczym regaty bezzałogowych statków.
Słucham jak lampart,
wycinający kwarantannę ciał
osłabionych przez monsun skamieniałych serc.
Jest jakaś magia
w biciu serca, skupiająca dźwięk którego szukam,
jednak jest on wciąż poniżej rytmu, którym pragnę kroczyć.
Poniżej dźwięku wszechrzeczy
skumulowanego przeciw podążającym naczyniom,
które zwracają swe głowy ku dźwiękowi gwiazd.
Nasłuchuję dźwięku nienaruszonego,
tak nieskazitelnego, iż wpatruje się on niewinnie przed siebie
by wejrzeć w czarny obłęd czasu
zasiewając wizje drgające w naszych łonach
rodzące formy promieniste jako substraty naszego kształtu.
Gdy spoglądam na igłę kompasu
widzę ostrze pokory
wygięte ku sile czyhającej, niczym gwałtowny deszcz
spływający ku kanałom ściekowym.
Płynąc pod ziemią
betonowymi, drżącymi kanałami,
wyśmiewa się z nas, jak gdybyśmy byli zgubieni
w podniebnym świecie bez kanału dla naszej podróży.
Nasłuchuję dźwięku
w twoim głosie,
poprzez zapomniany zakamarek twoich drzwi,
gdzie moje ucho wsłuchuje się w to co jest za nimi.
Poniżej twojego serca, gdzie słowa poruszają się niezdarnie,
a światło pochłania delikatną konstrukcję połączonych żywotów.
Mogę nasłuchiwać jedynie dźwięku, który wiem że istnieje,
błyszczącego w tym nieopisywalnym, bezstanowym stanie
wydobytego z zakątków tak niewinnych,
że aż uzdrawiają ciało serc.
Współodczuwanie
Anioły muszą być zakłopotane w czasie wojny.
Obie strony modlą się o opiekę,
jednakże zawsze ktoś zostaje ranny.
Ktoś umiera.
Ktoś płacze tak intensywnie,
że niemal odwadnia swój organizm.
Anioły muszą być zakłopotane w czasie wojny.
Komu mogą pomóc?
Kogo mogą olśnić?
Czyją litością obdarzyć bezlitosnych?
Żaden cichy krzyk nie może być usłyszany.
Żaden niewyraźny ból nie może być odczuty.
Wszystko jest klarowne dla aniołów
ale nie w czasie wojny.
Przebudziłem się do tej prawdy
poprzez sen, który miałem ostatniej nocy.
Ujrzałem dwa anioły rozmawiające w obszarze
dziecięcych dusz unoszących się
niczym srebrny dym.
Anioły walczyły pomiędzy sobą
o to, która strona miała rację,
a która była w błędzie.
Kto rozpoczął konflikt?
Nagle, anioły uspokoiły się
jak zatrzymane wahadło,
i przelały swoje współodczuwanie
na unoszący się dymny obłok
dusz, które niosły znamię wojny.
Spojrzały na mnie swym wzrokiem
charakterystycznym dla Bożej biblioteki,
po czym wszystkie rozsypane kawałki
podniosły się w zgodzie,
połączone niczym oddech
płomieni w świętym palenisku.
Wojna nie przynosi zniszczenia,
lecz pogłębia iluzję rozdzielenia.
Słyszałem wypowiadanie ów słów z taką klarownością,
że gdybym miał oddać je w formie pisanej
wyglądałyby niczym sfałszowany podpis.
Pamiętam współodczuwanie,
ogromne, proporcjonalne do wszechświata.
Myślę, że jego malusieńka drobina wciąż przylega do mnie
niczym cienkie niteczki
z pajęczej sieci.
A teraz, ilekroć pomyślę o wojnie,
dzielę się tymi niteczkami z całym wszechświatem,
mając nadzieję, że przylgną do innych
tak jak do mnie.
Spajając anioły i stworzenia
oplatającą łaską współodczuwania.
Siateczką naszego niebiańskiego domu.