Połowa Mnie 
  
 Kiedy widzę twoją twarz, wiem że jesteś połową mojej
 oddzieloną z najwyższą precyzją, tak aby zapamiętać całość ciebie.
 Kiedy rozbieram się z mego ciała, widzę że jestem połową twojego
 rozmytą przez nagły lot pozostawiający
 oczy w zamyśleniu nad tym, co anioły wyrzeźbiły w swych sercach
 aby przypominały im tak żywo o ich domu.      
  
 Kiedy widzę twe piękno, wiem że jesteś połową mojego
 nigdy nie uchwyconego w wypolerowanym lustrze,
 znającego prawdziwy głód naszych dusz.
 Kiedy spoglądam w twe oczy, wiem że są w połowie moimi nakreślającymi trajektorię, 
 w której czystość odczuwania stanowi prawdziwy kręgosłup nas samych.
 Kiedy trzymam twą dłoń, wiem że jest połową mojej
 zestaloną w więź, która kiedy wieczerza jest już gotowa
 zakreśla swą czułość pod postacią księżyca i źródła wody.
 Kiedy całuję twe usta, wiem że jesteś połową moich
 zesłanych przez Bożą genealogię, aby odkryć nas
 w wyśmienitej wazie naszego zjednoczonego oddechu.    
  
 Kiedy słyszę twój płacz, wiem że twoja samotność jest połową mojej
 znajdującą się tak głęboko w środku, iż stajemy się zagubieni na zewnątrz
 żywiąc tak intensywną tęsknotę za ukazaniem nas samych 
 niczym dokonanie obietnicy jeszcze przed poproszeniem o nią.
 I kiedy patrzę na twoją przeszłość, wiem że jest ona połową mojej
 biegnącą ku drzewom czeremchy wirginijskiej
 w niewidoczny dla całego świata sposób odnaleźliśmy siebie
 śmiejących się w nagłym locie
 ujrzawszy wyrzeźbione inicjały w naszych sercach.
 Oszczędzając drzewa. 
  
  
  
  
 Bandaże Bestii 
  
 Miało miejsce wiele przypadkowych znaków.
 Przesłanie gałązki oliwnej z cierniami
 było tylko jednym z elementów twego repertuaru.
 Zaoferowałaś mi księgę, 
 w której wszystkie odpowiedzi zakodowano
 w jakimś dziwnym dialekcie.
 Symbolach falujących niczym węże niespokojne o pożywienie.  
  
 Jeśli byłbym niesiony przez wiatr jako mieniące się ziarno, ty
 unieruchomiłabyś powietrze
 a ja opadłbym w zarośla. 
 Jeśli tęskniłbym za słodką wodą
 ty podałabyś mi kielich goryczy.
 Jeśli byłbym zranionym jelonkiem ty spłoszyłabyś mnie 
 z miejsca schronienia, przyparła do chłodnej skały,
 i zachwycała się moim strachem.
  
 Wszędzie gdzie się kieruję, szukam jednego spojrzenia miłości;
 mimo że miłość upokarza się niczym manekin
 zmieniający swe ubrania w celu dopasowania się do krawca.   
 Pod spodem znajdują się bandaże bestii.
 Pod spodem mieści się turnikiet oswobodzenia.
 Jednakże pod samą powłoką znajduje się nienaruszony obszar, tak wyzywająco
 ubrany w kosztowności, że ani
 krawiec ani bestia nie potrafią go dosięgnąć. 
  
 Mylnie uznajesz moje poszukiwanie jako moją duszę.
 Przedzierając się przez nie w poszukiwaniu brył mądrości,
 znajdujesz jedynie to co ci pozostawiam.
 Trzymany niczym nieuchwytne sny
 rozpłynę się w twoim dotyku.    
  
 Jeśli twe przeszukiwanie przejdzie przez ów nienaruszony obszar
 poczujesz bryły mojego ducha.
 Znajdziesz mnie jak drobne kawałki stłuczonego lustra
 rozdzielone a pomimo to wciąż zebrane w jednym miejscu.
 Wciąż wpatrujące się ku niebu.
 Wciąż stanowiące mozaikę jednego tego samego obrazu.
 Wciąż będące mym osobistym akompaniatorem.
  
 
 
