Pewnego Dnia
 
Pewnego dnia,
 wyłoniwszy się z cielesnego kokonu
 wzbiję się jak złoty ptak o cichych skrzydłach
 wdzięcznie niczym dym przygasającego płomienia.
 Skończą się już moje sny o miejscach
 ukrytych potajemnie w dalekich zakątkach niebios
 gdzie stopa nie zostawia żadnego śladu.  
  
 Pewnego dnia,
 przechadzać się będę po ogrodach trzymając za dłoń
 moje kreacje i stwórcę.
 Będziemy tulić się nawzajem
 niczym zakochani rozdzieleni przez śmierć.
 Złączymy się we wzajemnym objęciu
 do czasu, aż przebudzimy się jako jedno
 niewidoczne dla drugiego.   
  
 Pewnego dnia,
 wyodrębnię tę część siebie,
 która jest zawsze obecna.
 Zatańczę z nią
 jak blask księżyca z taflą wody.
 Przytulę ją do siebie w długim uścisku
 wybijającym rytm perfekcji
 w hymnie Opiekuna-pieśni.
  
 Pewnego dnia,
 kiedy zwinę się głęboko w swoim wnętrzu
 będę śnić o tobie,
 tych cielesnych kościach-pokrytych-tkanką-mięśniową.
 Będę tęsknić za ponownym poznaniem twego życia.
 Wyłonię się ku tobie
 tak jak ty teraz wyłaniasz się do mnie.
 Taka magia!  
 Chwała pożądaniu nieznanego!
 To co jest 
 jest zawsze sięganiem ku jaźni,
 zwodzonym przez pozory. 
 Ten kto śni siebie przebudzonego i śniącego.
 Ten kto wie, że obie strony płótna
 są pomalowane, oczekuje iż ta kolejna
 przetopi się na ponów z obecną.
  
  
  
 Odczuwanie Braku
  
 Spędzając kolejny wieczór bez ciebie
 odczuwam rozdarcie w swoim wnętrzu
 za każdym ruchem przepływających obłoków
 za każdym obrotem Ziemi
 niczym zdecydowany ruch lawy, gdy ta spływa do morza.
 Nawet wtedy gdy przybywam poprzez mój sen
 ty wciąż znajdujesz się
 23 kroki ode mnie;
 bukiet otchłani. 
  
 Kiedy spoglądam na wschód, myślę o tobie
 jak delikatnie czekasz na mnie
 aż wyrzeźbię cię z matrycy
 płynnymi ruchami młotka
 w moich dłoniach. 
  
 Uwolniwszy się z nieurodzaju, nieskazitelnych ramion,
 możesz ponownie otworzyć swe oczy
 fleszując opalizujące zwierzęta,
 dzielne wibracje twego bogatego ducha.
  
 Twe zdjęcie zdobi centrum mego stołu,
 wpatruję się w ciebie w blasku świec,
 okna za tobą, pochłonięte w czerni swego bezmiaru
 jedynie powiększają ciebie.
 Czyniąc cię intensywniej tym za czym tęsknię. 
  
 Gdy nadchodzi noc kieruję się pośród twe ciało
 by poczuć obecność twego serca wybijającego
 coś złotego
 utkanego z innego świata.  
 Możesz mnie poczuć kiedy to następuje
 mimo że pozostaję w niewidoczności dla ciebie na wszystkie sposoby, 
 prócz jednego.
 Odbicia w lustrze.
 Z miejsca głębszego od twych oczu
 dostrzegasz mnie jak tańczę z dala od ciała. 
 Tańczę z dala od umysłu.
 Tańczę z dala od inkarnacji
 mojej nieobecności.
  
