Z Prądem Rzeki
Otwórzcie mnie.
Zabierzcie mnie stąd tam.
Niech wiatr rozwiewa
moje włosy, a ziemska skóra dotyka mnie.
Otwórzcie mnie jak rozbite butelki,
w których nie ma już żadnego płynu
mimo że uważają siebie za wartościowe dla zgliszcz człowieka.
Otwórzcie mnie na rody, z których wyrastam.
Czy są one porozdzielane na różne kolory, porozrzucane
niczym wspomnienia pijaństwa?
Otwórzcie mnie na Afrykę, Azję, Amerykę, Australię.
Otwórzcie mnie jak tajemniczy pakunek
pozostawiony u progu waszych drzwi
z radością pełną serdeczności.
Otwórzcie mnie na wykonaną nago soczewkę miłości,
która wykrzykuje w niebogłosy pragnienie bycia dłońmi
i ustami człowieka.
Otwórzcie mnie na wejrzenie,
które pokrzepia przybyszy niczym czuła uwertura
wzruszonej gołębicy.
Czy mądrość koni jest kopalnią
do zaprzęgania?
Czy mięśnie wilków są
elementem bezprawia czy uzdrowicielem owcy?
Czy czarny opal jest okiem
brakującego ogniwa, którego wszyscy szukamy?
Otwórzcie mnie na autorów tej wydeptanej ścieżki
i pozwólcie im na nowo nadać jej smaku.
Przynieście im skrawki opowiadanej w pogłoskach, zgniłej
rudery, która czeka w dole rzeki.
Pokażcie im pogorzelisko jakie pozostało po opiece sprawowanej przez nich.
Spłycona postać męskości, której owocem jest zniszczenie.
Niegodziwość, która wykracza poza zdrowe sprawowanie kontroli.
Otwórzcie mnie na idolów próżniactwa.
Pozwólcie mi dogłębnie utkwić wzrok w pasterza,
który przemienia niewinność w strach.
Czy ma miejsce snajperski plan zbarbarzyńszczenia
bezsilnego skrawka skóry
tak aby wzrastał on w znieczulicy wobec cierpienia?
Otwórzcie mnie na skazy
tej ziemi, których nie można wytłumaczyć pierworodnym grzechem.
Pozwólcie im przejść na sposób podobny do tego
jak robią to martwe, pożółkłe liście wlokące się
bystrymi, niewinnymi nurtami prądu rzeki.
Prądu rzeki płynącego ku ruderze
wytrwale wyczekującej.
Prądu rzeki płynącego ku nagrobkom idoli
na wpół zakopanych w błotnistym deszczu.
Prądu rzeki płynącego do miejsca gdzie ślady zwierząt
są nigdy niespotykanymi.
Prądu rzeki płynącego do miejsca gdzie
soczewka miłości przetarta jest zakrwawioną ścierką.
Prądu rzeki płynącego ku pasterzowi,
który gromadzi swoje stado i bije w bębny
obiecując nową rzekę, która nigdy nie przybywa.
Prądu rzeki płynącego tam, gdzie żyje
część mnie, zapieczętowana niczym papierowa koperta
otoczona grubą taśmą.
Ta część mnie obserwuje rzekę jak spód mostu
czekający na swój upadek jeśli zostanie złamana pieczęć.
Czekający na zanurzenie się w tym nurcie, kiedy zostałem otwarty
przez jakąś zaciętą rękę tego co niedostrzegalne.
Czekający na wciągnięcie w prąd rzeki
przez grawitację tysięcy umysłów,
które po prostu zatraciły swoją drogę.
Tysięcy umysłów, które wygięły rzekę
daleko od wspaniałości Ziemi
ku szybowi kopalni ludzkiej chciwości.
Tak to musi być.
Tak to musi być.
Otwórzcie mnie na dobroć
delikatnej dziecięcej dłoni, kiedy ta zostaje wyciągnięta aby ją ująć.
Pozwólcie jej pokrzepić mnie
kiedy zapada się mój most a bystre, niewinne nurty
wciągają mnie w prąd rzeki płynący tam
gdzie wszystko to co wybaczone jest zatracone.
Gdzie wszystko to co zatracone jest wybaczone.
To Co Jest Tutaj Odnalezione
To co jest tutaj odnalezione
nigdy nie daje się ująć w słowa.
Czysta esencja sił, które zestawiają to co jest niezestawialne.
Jak sny niewypowiedziane podczas pierwszego przebudzenia
przez bolesne światło.
To co jest tutaj odnalezione
może powłóczyć jedną nogę po krawężniku,
a drugą po chodniku
jakimś niejednakowym chodem
czekającym na bycie skrytym w salwach śmiechu.
To co jest tutaj odnalezione
może otworzyć szybkie dryfowanie z prądem kurtyn
trzymanych przez górskie wiatry
kiedy to pod drugiej stronie padają długie cienie niczym jury
nocy.
To co jest tutaj odnalezione
może zawsze być uchwycone w błyszczących oczach.
Wywołane poprze ciche narzędzie cierpliwości.
Niczym uczucia skrywane od tak dawna,
że aż zatracony został obszerno-horyzontalny ogląd.