Okrąg
Odnalazłem starożytne zwierciadło,
które wspiera mnie na mej drodze.
Widzę jego nieugięty wzrok
zawsze wpatrujący się,
dokopujący się do korony, którą noszę.
Wyczuwam święty ogień
niczym płonący kokon,
który nie wplata osądzania
w pole operacyjne swojej mocy.
Odczuwam niewinne światło.
Światło klarowności w locie ponad rodzimy kraj,
w którym zrodzeni zostaliśmy w separacji
od wspólnego centrum.
Dotykam subtelnego oka,
które istnieje dłużej niż ja sam.
Ogrom cierpliwości na moim czole.
Oferuję całą moją ziemską mądrość
za przejawy jego języka;
za zasianie jego nasion na polach, które uprawiam.
Widzę ścieżkę przeznaczenia
skupiającą piechurów
ku podróży w bezkresne przestrzenie.
Obserwuję upadek w nadchodzącej przyszłości z zamkniętymi powiekami
i pełnymi bólu łzami nad pokaleczonymi miejscami.
Widzę Ród Światła
odkładający zegar z powrotem do czarnej torebki
w której mają miejsce wszelkie podziały.
W której to ubrania dominują na nieoświetlonym
ogniami lądzie; lądzie znajdującym się jeszcze w okresie dorastania.
Słyszę mistrzów mistrzów przemawiających
do każdej komórki mojego ciała;
wycinających nowe ścieżki w tkankach
niczym kat przeznaczony do eliminowania lęku.
Obserwuję galaktyki wirujące jak
gwiezdne koła, które spiralnym ruchem poruszają się ku myśli
świętej wizji.
Czuje jak mój duch podąża
za tym dźwiękiem, a dźwięk ów jest wszechdostępny.
Wcześniej jednak znikam.
Zabieram to ciało do wewnętrznego miejsca,
którego nikt nie może ujrzeć.
Jedynie uczucia są w stanie słyszeć dźwięk tej przestrzeni.
To święte miejsce samo
przyprowadziło mnie tu abym odnalazł ponownie nić.
Abym ponownie zaczął widzieć tkany taniec, który wzywa moje imię
za pomocą tysiąca dźwięków.
Który przyciąga mojego ducha
w unikalny, perfekcyjnie okrągły,
okrąg.
Przebudzenie i Czekanie
Jak dziecięcy wszechświat wyłaniający się z ciemności,
przynależysz do innych, nie ja.
Mój dom jest gdzie indziej
ponad niebem
gdzie światło zapyla sobą obszary przebiegania delikatnych granic
i złuszcza zewnętrzną skorupę.
W ciszy pustynnego terenu
moja skorupa trwa w bezbarwnym półmroku
zaniedbanego ogrodu.
Co trzyma mnie na tej jałowej ziemi
gdzie inni skandują o zacienianie
i powstrzymywanie się od życiodajnej wody?
Gdzie dojrzewający magnes
utrzymuje nas w ślepocie.
Daleko stąd,
rozniecając obecność świata istniejącego poza czasem
poszukując wspomnień promienistej miłości;
bezskrzydłe stworzenia
dostrajają swoje serca do tonacji ciszy.
To tam właśnie czekam.
Samotnie.
O wybrzeże Raju
daj mi serce, które potrafi przetrwać.
Daj mi lampę, która śpiewa nocą.
Daj mi skrzydła, abym mógł przeciwstawić się wiatrowi.
Daj mi uśmiech, abym mógł dokonać translacji życia na światło.
Czas zaciera moment człowieka.
Nikt nie jest zwolniony od odpowiedzialności
kiedy piękno wypala się na zwęglony popiół
zbyt słabowity aby przetrwać
zbyt skryty aby być usłyszanym.
Ujrzę ponownie z pełną klarownością
przeszłe żywota poddane gruboskórności podczas rządów czasu.
Moje światło odzyska swoje skrzydła;
jego wiecznie zielone korzenie obejmą zdrową Ziemię
raz jeszcze.
I ten maleńki fragment,
wirując w ciszy pośród gigantycznych, niewidocznych ciał sferycznych
wzniesie moją duszę i pomoże mi odnaleźć
przebudzone i czekające serce.