Siedziba Bogów
Kroczył po wyższej płaszczyźnie
na podobieństwo duszy nieskrępowanej ludzkim ciałem.
Ciemność błagała –
wręcz domagała się, aby zaprzestał swych poszukiwań
i dopasował własny styl chodu do pozostałych.
Jednakże jego ścieżka rozwinęła się niczym kłębek nici
wystrzelony ku górze
z wyrazistym celem dotarcia do sentencji światła.
Kolizje z losem wykoleiłyby go
i zalały życzeniami mroku.
Piorunem żądzy.
Klątwą pustych snów.
Świadectwem nie dających się wyrazić słowami horrorów.
Wyśmiewałby się z tegoż absurdalności,
a jednak byłby świadom mrocznych szmerów,
które go dotknęły.
Ludzkość była idealnie gładkim arkuszem białego papieru
czekającym, aby go pokolorować i zgnieść
w kawałki zdobyczy dla łowcy-zwierzyny.
Dlaczego więc czekała?
Paleta kolorów była na wyciągnięcie jej dłoni.
„Odległość” zdradzała jej pozycję.
Płytka mogiła głębokiego serca
zabiła jej wiarę.
On wiedział dlaczego,
a mimo to nie był w stanie uformować słów.
Ani narysować żadnej mapy.
Starożytne esencje siedziby bogów
opierały się zdefiniowaniu.
Raj zanikł za milczącą zasłonę
najklarowniejszej myśli,
najsamotniejszego umysłu.
Odrębna Istota
Budząc się dzisiejszego ranka,
pamiętam cię.
Przebywaliśmy razem ostatniej nocy
oddzieleni jedynie cienką taflą szkła pomiędzy nami.
Twoje imię nie było do końca jasne.
Myślę, że rozpoznałabym jego dźwięk,
lecz moje usta są już zdrętwiałe
a język w stanie bierności
od wspinania się ku twoim ustom.
Również twoja twarz była jakby za mgłą,
a pomimo to, jak jakieś odległe bóstwo
ująłeś swoje serce i wręczyłeś je mnie
po czym pojawiła się w moim wnętrzu
odrębna istota.
Myślę, że byłeś kiedyś samotny.
Twoim jedynym pragnieniem było być zrozumianym,
przekierowanym przez jakiś ogromny cień
rzucany przez mądrość,
którą zapomniałeś.
Dlatego też intonowałeś swoje pieśni
w cichych wezwaniach do Boga
żywiąc nadzieję, że ich echo powróci
i zabierze cię z nimi w górę.
Wyniesie cię krok do przodu.
Rozświetli nici twego istnienia
i obdarzy cię nienasyconym
pocałunkiem mej duszy.
Upojony imieniem samotności
stąpasz chwiejnym krokiem kierując się
ku moi nocom, ku moim snom,
a teraz też ku mojemu przebudzaniu się.
Jeśli spróbuję ciebie zapomnieć
wtedy wyprzedzisz moją teraźniejszość tej chwili.
Mogłabym wówczas odczuć stratę ciebie
mimo że nie potrafię powtórzyć twojego imienia
ani nie pamiętam twej twarzy.
Przebudziłabym się pewnego ranka
i odczuła głębokie pragnienie dotyku twojej skóry
nie wiedząc jednak skąd ono się wzięło.
Wyczuwałabym żar naszego ognia
tak żywo, iż imiona i twarze
nie miałyby żadnego znaczenia
tak jak światło trzepoczącego płomyka świecy
w zestawieniu ze światłem słońca w samo południe.